|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:13, 12 Sie 2009 Temat postu: Leśni Kochankowie |
|
|
Tę historię dedykuję komuś, kto nawet mnie nie zna, nigdy nie widział mnie na oczy i nie wie o moim istnieniu. Ja jednak napisałam to dla Niego. Być może opowieść ta trafi kiedyś do jego cudownych rąk i po przeczytaniu jej zrozumie pod wpływem telepatii i uczuć jakie do niego żywię, że to historia o nas.
Mary Ciemnooka
Wędrowałam starymi alejkami na cmentarzu wraz z moją kochaną ciotunią. Trzymała ona w szczupłych, pomarszczonych rękach bukiet ciętych, białych i herbacianych róż. Przystanęłyśmy nad szarą płytą. Wygrawerowano na niej pięknymi literami imię i nazwisko kobiety oraz mężczyzny nieznane mej osobie. Data była stara-1901-1920r.To jeszcze czasy ,w których panie nosiły kapelusze z szerokimi rondami, a panowie wozili je bryczkami na przejażdżki po okolicy, uśmiechnęłam się w duchu.
Grób odstawał od innych, jakby nikt nie chciał pochować swych bliskich w jego pobliżu. Po bokach rosły kępy pachnącej intensywnie paproci. Nad nimi stała sosna złączona, spleciona z pniem dużego dębu, jakby tuliła się do niego taka bezbronna , urocza i piękna, a on taki silny, męski i odważny .U ich stóp na dole rósł czerwony krzak pnącej róży, wyglądał na ich dziecko.
- Leśni Kochankowie ze swoją pociechą- wskazała na drzewa ciocia Teodozja- tak nazwała je Klementyna.
- Klementyna? – zapytałam zaintrygowana. Samo imię bardzo mi się spodobało. Spojrzałam na nagrobek. Zgadzało się z tym wykutym w kamieniu.
- Moja przyjaciółka, znałyśmy się od dziecka i kochałyśmy się jak siostry. Ach szybko ją dobry Bóg wezwał do swego Królestwa. -Po pomarszczonym jak stare jabłuszko policzku cioci z błękitnych oczu ,które były jak czyste, bezkresne niebo spłynęła łza.
-Zawsze chciała być tu pochowana z Robertem, jej narzeczonym.
-Robertem?- moje zaciekawienie jeszcze bardziej wzrosło.
- Tak, chcesz to opowiem ci o nich historię, bardzo romantyczną, niosącą w sobie wiele starodawnego piękna choć i pełną bólu, smutku i cierpienia.
Zawsze byłam łasa na opowiadania kochanej ciotuni Dosi z czasów jej młodości, dlatego zgodziłam się chętnie.
- Klementyna zawsze była skryta, nieśmiała i marzycielska ,chodząca własnymi polnymi i leśnymi ścieżkami. Ale Rob był taki jak ona ,tylko że śmielszy i potrafiący zdobyć serce każdej kobiety. Ubiegały się o niego wszystkie panny z okolicy, w końcu był przystojnym kawalerem z niezwykle bogatego i wpływowego domu. Ale on wybrał właśnie ją. Po pewnym czasie zaczęli się razem pokazywać na przyjęciach jako para. Klementyna, choć rzadko zwierzała mi się ze swoich spotkań z ukochanym, to mówiła o nim z wielkim oddaniem i żarliwą miłością. On sam także okazywał takie same uczucia i wszyscy to doskonale widzieli. Nie było piękniejszych zakochanych jak oni. Byli bardzo za sobą. Włóczyli się po lasach i łąkach jeżdżąc konno i ciesząc się swoim szczęściem. Mówili o sobie ,że są złączeni jak te drzewa - ciocia wskazała ręką na rozłożyste konary. Dlatego nazywali siebie z czułością Leśnymi Kochankami.
Jednak nad ich radością zawisła czarna, gradowa chmura. Ojciec Roba nie zgodził się na ślub syna z dziewczyną z niższej sfery. Jego rodzina już wyznaczyła jego przyszłą małżonkę. Bracia , ciotki wujowie i kuzynostwo oczekiwali, że oświadczy się córce przyjaciela rodziny, (który znakomicie obracał się w interesach), tak by połączyły się dwie duże firmy i rody. Matka jego nie żyła, zmarła parę lat temu. Robert sam wiedział, że jako jedyna by się za nim wstawiła. Potrafiła sprzeciwić się mężowi .Był do niej bardzo podobny i bardzo za nią tęsknił. Zwierzał się z tego jedynie Klementynie.
Wybuchł skandal wśród znajomych rodziny , wszyscy byli oburzeni zachowaniem Roba…
Ciocia Teodozja snuła swą opowieść bardzo realistycznie i obrazowo, nie oszczędzając na kwiecistych porównaniach miłości Roberta i Klementyny. Nie mogłam nic na to poradzić, że krajobraz cmentarza zniknął i zobaczyłam mały, uroczy, ale skromnie urządzony pokoik . Na łóżku siedział wysoki młodzieniec z kasztanowymi włosami, sterczącymi filuternie na wszystkie strony, nie widziałam jego twarzy, bo był odwrócony do tulącej się w jego ramionach dziewczyny z ciemnymi jak gorzka czekolada oczami i brązowymi włosami. Ich kosmyki oświetlały promienie słońca, dzięki czemu wyglądały jakoby jarzyły się ogniem. Potem mężczyzna pocałował ją namiętnie. To czego ciocia nie opisała dopowiedziała moja własna, bujna wyobraźnia.
Porwał ją wir wspomnień cioci ,co do tej szekspirowskiej pary. Zaczęłam sama wyobrażać tę romantyczną, smutną historię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Wiki
Moderator
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 2090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:31, 17 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Jaka romantyczna, piękna opowieść... Jaki poruszający wyobraźnię tytuł. Czy, ta hmm... delikatna, jakby zwiewna opowieść będzie kontynuowana? Dowiemy się, co dalej z Klementyną i Robertem? Proszę, o następny odcinek, kochana Patt!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:59, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Kochana Wiki. Tak się cieszę, że przeczytałaś początek mojego opowiadania. Tak mi się cieplej na sercu zrobiło,jak w końcu ktoś przeczytał te moje pisadło. Bardzo Ci dziękuję. Ten odcinek dedykuje właśnie Ci, droga bratnio duszyczko Wiki.
Trawy na łące falowały pod naporem porywistego wiatru, który zaciągnął przed siebie szare, deszczowe chmury. Powoli zaczęły opadać na ziemie pierwsze, ciężkie krople. Na bezkresnej równinie , którą po bokach okalały liściaste lasy, pojawiły się dwa punkciki. Jeden jasny, drugi ciemny .Z czasem przybliżyły się ukazując sylwetki jeźdźców. Na karym ogierze, Bitewnym Gromie jechał bowiem Rob, natomiast na siwej klaczy Śnieżnej Gwieździe Klementyna. Od ściany drzew odbijało się echo ich śmiechu. Ciemne blond włosy młodzieńca targał wiatr, tak samo jak wielki brązowy proporzec powiewały pukle Ciemnookiej. W chmurach błysnął piorun przeszywając niebo złotym zygzakiem, a potem głuchy łoskot grzmotu przeszył ziemię i ponure niebo. Ale zakochani w tej scenerii potrafili odnaleźć niezwykłe piękno. Gonili się wśród falujących polnych maków, chabrów i pachnących rumianków. Co chwila podjeżdżali do siebie, pocierali się po eskimosku nosami, obdarzali pocałunkiem lub innym czułym gestem. Po czym odskakiwali od siebie , krążąc wokół zalotne koła, pochłaniając siebie nawzajem wzrokiem i powtarzając cały miłosny taniec na koniach od początku.
Wszystko to czujnie obserwowała przez lornetkę ze swego okna Amelia. Gotowało się w niej ze złości , gniewu i zazdrości widząc radosnych zakochanych. Ona sama już od dawna miedzy zaprzyjaźnionymi rodzinami została obiecana jako ta dla Roberta. Myśląc, że sami się sobie spodobają, co się nie udało zaczęli próbować ich zeswatać. Wspólne wysiłki nie przyniosły oczekiwanego efektu. Rob traktował ją jako zwykłą znajomą. Nie pociągały go jego zdaniem zbyt wyblakłe, pozbawione wyrazu oczy i wysoka postać dziewczyny z przydługimi kończynami. Klementyna nie była pięknością , ale jej rumiane policzki w porównaniu z bladymi licami Ameli nie budziły w nim dreszczu podniecenia jak w przypadku ukochanej. Choć Amelia potrafiła nadrobić swe niedoskonałości blond lokami, dostojnym zachowaniem, elegancją i wyczuciem taktu wśród szacownych gości jej ojca, to zawsze w oczach Roberta pozostawała nudną, wścibską i narzucającą się mu z uporem niewiastą. Nie darzyła go wielkim uczuciem jak Klementyna. Ale według niej wystarczającym do małżeństwa. Wiedziała, że życie u boku tego przystojnego mężczyzny może przynieść jej wysokie miejsce w społeczeństwie, wygody, prestiż, no i co za rozkosz mieć za męża kogoś takiego jak Rob! Wszystkie kobiety zazdrościłyby jej na przyjęciach i bankietach.
- Muszę ich rozdzielić – syknęła trzymając przy oczach lornetkę- ta głupia Klementyna nie dosięga mi do pięt, a co dopiero jemu. Powinna jak najszybciej wrócić tam gdzie jej miejsce - szorować podłogi i na zmywak - głos Amelii był pełen zawiści i obrzydzenia.
Stała jeszcze chwilę obserwując oddalających się , igraszkujących młodych.
- Ale mam plan, kochany Robercie, nie pozwolę ci zmarnować przy niej życia. Użyję podstępu. - Cóż zadam ci trochę bólu, ale przy mnie szybko o niej zapomnisz. – Zapewniam cię – zaniosła się śmiechem. Po jej słowach zabrzmiał niebywale okrutnie i jak chichot pryszczatej, starej Baby Jagi.
Tymczasem niebo rozpłakało się na dobre, jakoby aniołowie wiedzieli już co złego knuje Amelia i co wkrótce smutnego i bolesnego wydarzy się w życiu zakochanych.
Robert i Klementyna nie podejrzewający niczego ruszyli galopem i skryli się przed deszczem pod baldachimem zielonych liści lasu.
[/b]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Patt dnia Wto 21:00, 18 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:05, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
To było piękne, Patt. Naprawdę. Namalowałaś słowami bardzo urokliwy, choć nieco smutny obrazek. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tego wspaniałego opowiadania!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wiki
Moderator
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 2090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:15, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję, za dedykację! Piękne, bardzo piękne i wzruszające! Okropna kobieta, z tej Amelii. Czuję, że będzie mocno knuła przeciw szczęściu i naprawdę zrobi coś bardzo złego.
Bardzo malowniczo, odmalowałaś scenę, jazdy konnej. Zobaczyłam oczyma wyobraźni pędzącą na rumaku dziewczynę, a obok niej chłopaka i błysk błyskawicy w oddali. Och Patt! Chyba nie muszę tego pisać, wiesz sama, że znów czekam z ciekawością co się wydarzy w następnym odcinku.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wiki dnia Wto 21:17, 18 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:25, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Na specjalne życzenie mej pokrewnej duszy, czyli kochanej Wiki. ;D
Było spokojne czerwcowe sobotnie popołudnie. Nad pomarańczowymi nagietkami pochylała się Klementyna. Jej ruchy świadczyły o trosce i miłości do kwiatów. Gładkie, opalone ręce plewiły zręcznie rabatę. Na głowie miała wyblakłą od słońca chustkę. Przykrótkawa kraciasta spódnica nie zakrywała bosych stóp. Biała zwykła bluzka ukazywała w pełni zgrabną, wciętą talię dziewczyny.
Przerwała ona pracę i wystawiła twarz ku niebieskiemu niebu i z przyjemnością zamknęła powieki. W swej wyobraźni przywołała obraz Roberta. Był wysoki z szerokimi ramionami, w których chciałaby się skryć niejedna kobieta, ale miejsce tam było zarezerwowane tylko dla niej. Jego ciemne blond włosy połyskiwały w ciepłych promieniach stercząc do góry i tworząc przy tym jeden wielki chaos na głowie. Usta jego były pełne i szkarłatne, Ciemnooka wiedziała coś o ich nadzwyczajnych właściwościach - tak rozkosznie ją całowały ! Twarz porastał mu kilkudniowy męski zarost, który lubiła pocierać uwodzicielsko nosem lub policzkiem. Uwielbiała go ubranego w śnieżnobiałą koszulę i ciasne skórzane spodnie. I te jego oczy! Już za tydzień złączą się wieczną przysięgą małżeństwa i będą na zawsze razem ! Ta myśl przyświecała radośnie Klementynie od wielu dni. Jego ojciec już nie ma nic do gadania, pomyślała zadowolona.
Ach - westchnęła i otworzyła powieki, bo usłyszała kroki od strony drogi do jej starego domu. Czekała na Roberta, wspólnie mieli pójść jeszcze raz obejrzeć ich nowy dom nad brzegiem jeziora. Już chciała pobiec , by się przytulić do jego silnego kochanego torsu, gdy spotkało ją niemiłe zaskoczenie.
Żwirowaną ścieżką szedł nie kto inny jak Amelia. Klementyna traktowała ją zawsze obojętnie, choć zaczęła ją darzyć wrogością, kiedy zaczęła dobierać się do jej lubego. Jednakże ufała mu całkowicie i wiedziała, że żadna kobieta nie przyćmi jej blasku, który tak oczarował Roba. Z początku zdziwiła się bardzo, ale potem w swoim dobrym serduszku wyczuła podejrzliwość. Co ona może od niej chcieć? Czyżby miała zamiar zasiać ziarno niezgody pomiędzy nią a ukochanym? Ha i tak by jej się nieudało!
Bogato ubrana panna w purpurowej sukience i złotej biżuterii( która jak na złość Klementynie dodawała jej uroku) zbliżyła się do furtki. Stąd Klementyna dostrzegła, że czerwony materiał jest już pokryty kurzem. Cała postać dziewczyny wyglądała nie-
adekwatnie do wiejskich krajobrazów. Najwidoczniej chciała pokazać swą wyższość. Kontrast ten podziałał jednak na odwrót i ubawiona Ciemnooka wybuchnęła ironicznym śmiechem. Od razu było widać, że nie darzy gościa sympatią. Na tę reakcję Amelia potrząsnęła swoim jasnym, imponująco długim warkoczem.
- Przejdźmy do rzeczy, - zaczęła nieuprzejmie bez przywitania,- nie mam czasu, Robert na mnie czeka.- rzuciła ostro.
- Rob…ert?!- Klementyna zająknęła się i cofnęła o krok z przestrachem. Wstąpiło w nią zaniepokojenie. Rob wszedł w konszachty z Amelią?! Może wpakować się w jakieś kłopoty, po niej można się wszystkiego spodziewać. Zadrżała w duchu. Ani przez moment nie wpadło jej do głowy, że ukochany mógł ją zdradzić, okłamać czy oszukać. Taka była pewna jego wierności.
- Tak, kazał mi przekazać, że kończy z tobą znajomość. Chciał rozstać się osobiście, ale przygotowania do naszego wesela go zatrzymały. Dlatego ja, jego nowa narzeczona, przekazuję jego słowa. Pobieramy się już za tydzień. Nie będę ci wyłuszczać szczegółów, to nie twoja sprawa, ale wiedz, iż cała ceremonia będzie godna przyszłej pani Robertowej, czyli mnie. Nie szukaj go, nie będzie miał dla ciebie czasu. A poza tym nie życzę sobie ,by przebywał w twoim towarzystwie.
Rzucił cię, nawet nie pokwapił się o wyjaśnienie czy przeprosiny. W ostatniej chwili zrozumiał jaką jesteś marną i bezbarwną osobą, niewartą większej uwagi – potok słów tak raniących, że czuć fizyczny ból zalał Klementynę.
Zachwiała się, zrobiło jej się ciemno przed oczami. Nawet nie zastanawiała się, czy to prawda. Wiarygodność Amelii wyglądała przekonująco. Powoli docierało do niej przesłanie nowej narzeczonej mężczyzny, za którego oddałaby życie. Poczuła się podle, jako ta najgorsza, najgłupsza, najnaiwniejsza, którą Robert okrutnie wykorzystał, zabawił się ,a jak się mu znudziła porzucił, niczym kot po zabiciu myszy.
Fakt faktem Klementyna łatwo ufała ludziom, we wszystko wierzyła, cechowała ją bowiem łatwowierność dziecka. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że na świecie dzieje się zło, zresztą nigdy nie doświadczyła go. A teraz poczuła jego ukłucie, po którym rana obficie krwawi, tak że może przynieść śmierć.
Gwałtownie odwróciła się od znienawidzonej twarzy Amelii, biegnąc do ganku, potykając się przy tym i zataczając się, bo było jej słabo i przez zasłonę łez nie widziała nic. Upadła, rozcinając sobie o kamień łokieć. Niezdarnie wstała i zniknęła za drzwiami.
Tymczasem zadowolona Amelia odwróciła się zamaszyście na pięcie, wymachując przy tym długim warkoczem. Jednak przed oczami miała pobladłą i wykrzywioną bólem twarz Klementyny. Zaczynały dręczyć ją wyrzuty sumienia. Szybko otrząsnęła się z tego i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku ruszyła przed siebie.
Natomiast zraniona jak bezbronna łania przez myśliwego dziewczyna pokuśtykała
do kuchni. Impulsywnie chwyciła tasak do mięsa i pobiegła do swego pokoju, o mało co nie wbijając sobie noża w brzuch. Osunęła się na kolana w swoim łóżku, przytrzymując się parapetu okrągłego okna. Przez zastygłe w popołudniowym bezruchu korony owocowych drzew okalających dom ujrzała drogę przez pastwisko. Zawsze widywała tam lubego wracającego lub idącego do niej. Machali sobie nawzajem , a teraz z daleka zobaczyła sylwetkę Amelii. Wyglądała wyjątkowo, jak królowa, przed którą chylą czoła trawy , konie pasące się i cały inny świat. Taka osoba skradła jej Roberta.
Klementyna bała się, że miłość zamieni się raptownie w nienawiść. Nie chciała tego
zrobić. Jedyne co jej zostało to gorące, słodkie uczucie do ukochanego, mimo iż miało boleć. Widocznie nie zasłużyła na jego względy. Winiła tylko siebie i Amelię.
Z uczuciem odrazy do samej swojej osoby wzięła nóż i przecięła szybko pięć razy skórę od zagięcia łokcia do przegubu. To samo zrobiła z drugą ręką. Po jej ciele rozlał się trawiący ból, jakby głodny morderca pożerał ofiarę znęcając się przy tym nad nią. Ale to było nic z metafizycznym cierpieniem jaki czuła. Cięcia wcale go nie zagłuszył, tylko jeszcze bardziej zwielokrotniły.
Zrozpaczona niewiasta wzięła koszulę Roberta. Miała ją, bo bez zapachu ukochanego mężczyzny nie potrafiła już zasnąć. Ciepłe szkarłatne krople krwi skapnęły na biały materiał. Klementyna wciągnęła nosem cudowną woń lubego.
Po wyczerpujących bolesnych przeżyciach sen przyszedł natychmiastowo. Nie przyniósł jej jednak ukojenia i ulgi. Na początku miała słodko gorzkie sny, ni to koszmary, ni to co innego. Śnił się jej Rob wędrujący razem z nią po lesie, ale nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem, mimo iż go prosiła. Potem zauważyła, że między nią a nim stoi jeszcze jedna osoba z blond lokami, ubrana w purpurową suknię. Pocałowała go. Widzenie to stało się udręką. Przystanęła, a oni uciekli oświetleni słoneczną poświatą, pochłonięci pocałunkiem. Tylko ona została w mroku, zimnie i deszczu. Zerwał się wiatr, targający jej włosy. On cię nie kocha- zaczął zawodzić, - zostałaś sama. Klementyna obudziła się w nocy z krzykiem, zlana potem i strugami łez płynącymi po policzkach. Nie zaznała snu do rana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wiki
Moderator
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 2090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:35, 18 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dlaczego Klementyna uwierzyła Amelii? Nie powinna ufać, takiej osobie. Widać, że bardzo, bardzo kochała Roba i wiedziała, że on ją kocha...Wobec tego nie powinna myśleć, że wszystko co powiedziała Amelia to prawda. Raczej dobrze by było wyjaśnić wszystko z Robem. A pocięcie się nie było dobrym pomysł - tak się nie rozwiązuje problemów.
Bardzo ładnie rozwinęłaś akcję Patt. Biedna Klementyna, Robert i Amelia też... Zadała ból innej osobie, nie wiedząc, że sama siebie, przez to niszczy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wiki dnia Śro 16:12, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Kocia Chatka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:15, 21 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam, kochana Patt.
Bardzo poruszająca i romantyczna historia. Wprowadzenie jest urocze. Tytuł nawiązujący do tych dwóch drzew... Coś ślicznego, i bardzo dobrze napisane. Z jednej strony szkoda, że już na początku wiemy, iż Klementyna nie pożyła długo - z drugiej strony właśnie ten fakt dodaje historii niezwykłego nastroju i słodko-gorzkiego smaku.
Środkowa część jest piękna i malownicza jako obraz (dwie sylwetki na koniach i obserwująca je zazdrosna kobieta), jednak literacko trochę jej brakuje. Nie piszę tego, aby Cię urazić, ale żeby w przyszłości Twoje dzieła były jeszcze piękniejsze Jak dla mnie, jest tu trochę za dużo malowniczo-opisowych zdań, które zawierają błędy, przez co tracą zamierzony urok.
Trzecia część jest być może najlepsza. Opisy są krótkie i zwięzłe, a jednocześnie malownicze. Kilka oszczędnych słów o ustach i twarzy Roberta wprowadza bardzo zmysłowy klimat. Amelia jest wyrazista i bardzo wiarygodna. To smutne, że Klementyna jej uwierzyła, ale w zasadzie trudno się temu dziwić - jest prostą i trochę naiwną dziewczyną, której brakuje pewności siebie. Być może uważa też, ze nie zasłużyła na kogoś tak wspaniałego jak Robert - dlatego łatwo jej zwątpić w jego uczucia.
Opis rozpaczy Klementyny jest niezwykle realistyczny...
W tym fragmencie też zauważyłam kilka drobnych błędów - np. to zdanie "Potok słów tak raniących, że czuć fizyczny ból zalał Klementynę". Zauważyłam, że Twój styl jest gładki i zręczny, gdy piszesz proste i dość krótkie zdania. W tych bardziej złożonych trochę się gubisz. Ja czasem robię tak: gdy widzę, że zdanie napisane przeze mnie jest za długie - staram się je rozbić na dwa. Spróbuj! Dobrze napisanych zdań nigdy za dużo.
Bardzo, bardzo podoba mi się to, co napisałaś. Wiem, że możesz być dość wrażliwa na krytykę, dlatego proszę Cię jeszcze raz - nie odbieraj moich uwag jako negatywnych. Potraktuj to jak wsparcie starszej piszącej koleżanki, która z zapartym tchem czeka na dalszy ciąg
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:31, 21 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziekuję droga Martynko, za twoja ocenę. Wiem, temu opowiadaniu bardzo dużo brakuje. Jestem w kwesti pisania nowicjuszką, więc nie dziwota, że mi nie idzie jakbym chciała. Krytyki nigdy za wiele. Strasznie się czuję głupio, z powodu wszystkich błędów. A i cała ta historia jest trochę naiwna. Mimo to cieszę się, że Ci się w miarę podobało.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Patt dnia Pią 12:33, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lawenda
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: jedną nogą w niebie drugą w Lorien... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:02, 21 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Patt koniecznie musisz to skończyć!
Nad nimi stała sosna złączona, spleciona z pniem dużego dębu, jakby tuliła się do niego taka bezbronna , urocza i piękna, a on taki silny, męski i odważny.-prześliczne zdanie. Takie romantyczne i urocze.
Zgadzam się z Wiki Klementyna powinna była ufać Robertowi. Poznać jego wersję Ale to rozwiązanie również mi się podoba. Dodaje dramatyzmu opowiadaniu
Patt napisz dalsze losy tej dwójki. Mnie jeszcze interesuje historia ich poznania tak nieśmiało chciała bym wspomnieć
poz
Law
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:14, 21 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziekuję Lawendo. Postaram się napisać, jak się poznali Klementyna i Robert. Specjalnie dla Ciebie, ale to wtedy jak skończę całe opwiadanie. ( Już mam dzięsięć stron na Wordzie, pochwalę się ).
A dla wszystkich Kochanych Czytelników historii zrodzonej w mym sercu, dalsza jej część.
Robert z obojętnym wyrazem twarzy ubrał garnitur ślubny. Zachowywał się tak odkąd Amelia powiedziała mu o wyjeździe Klementyny i zerwaniu zaręczyn.
Było to wtedy, gdy pełen radości zmierzał do niej na Bitewnym Gromie. Wiadomość ta, że ukochana bez podania przyczyn rzuca go i opuszcza miasteczko wywołała u niego falę bólu, zwątpienia i rozpaczy. Nie mógł patrzeć na usatysfakcjonowaną
twarz Amelii, gdy beznamiętnym tonem, bez barwy uczucia oświadczył się jej przy całej rodzinie. Wszystkich to zadowalało. Jedynie panna Stanisława, dawna opiekunka Roba z czasów dziecięcych, którą kochał jak własną babcię widziała cierpienie chłopaka. Wzięła go wtedy na stronę, mężczyznę bez nadziei i bezbronnego jak dziecko.
- Czy na pewno jesteś przekonany o słuszności tego co robisz?- zapytała- mogłeś wyjechać i zapomnieć.
On zaś ukrył z rozpaczą głowę w dłoniach. Był to jedyny przejaw jego słabości, ukazanej tylko kochanej niani spod maski obojętności.
-Nie ,nigdy nie zapomnę , a rana będzie się sączyć wiecznie, spędzę życie tak jak mi wcześniej podyktował los, a ja go nie słuchałem. To kara być z tą okropną Amelią. Może gdybym go posłuchał, to by oszczędził mi tego,zawodu w Klementynie – wyszeptał.
Tak więc ślub miał się odbyć tak jak planowano, tylko z inną panną młodą i większą liczbą gości, co nie sprawiło bogatej rodzinie Roberta problemu. Sąsiedzi zaczęli plotkować o przyczynie ucieczki Ciemnookiej. Roba jeszcze bardziej przybiła wieść o domniemanej zdradzie go z jej dawną miłością. Wtedy usiadł w swoim pokoju ze wzrokiem wbitym w ścianę lasu. Robił tak godzinami , co wielce irytowało Amelię.
Strasznie nim rządziła.
- Pocałuj mnie – rozkazywała- przytul mnie.
A on zaś wykonywał to wszystko mechanicznie, bez iskry życia jak robot.
- Syneczku pośpiesz się- rzuciła słodko z parteru jego matka, wyrywając go z bolesnych rozmyślań.
Zszedł na dół i czekał w wystrojonym salonie na zejście panny młodej. Amelię prowadził ojciec przy muzyce fortepianu i głośnym aplauzie.
Była w kremowej sukni, błyszczącej srebrnym brokatem ; długim welonie i trenie, który ciągnął się za nią, a unosiły go nad ziemią dwie małe dziewczynki. Na ten widok Robert mimowolnie skrzywił się, co zauważyła i skwitowała ostrym spojrzeniem matka. Pan młody wziąwszy pod rękę swą „ukochaną” wybrankę i usiadł do białej karocy.
Niebo tymczasem wezbrało sinymi chmurami, było parno. Powietrze nie ruszało się.
Była cisza przed burzą. Świat jakby zdawał się wiedzieć, co zaraz się wydarzy w życiu Leśnym Kochanków. Coś niebywałego, zadającego dużo bólu i tęsknoty.
Pozwoli im to odnaleźć sens swego istnienia. Ale to będzie piękne i pełne wzniosłej, szczerej miłości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lawenda
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: jedną nogą w niebie drugą w Lorien... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:23, 22 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuje Patt ;*
Bardzo wzruszający odcinek. Szkoda, że Klementyna wyjechała. Cały czas byłam pełna nadziei, że jakoś Leśni Kochankowie to sobie wyjaśnią.
Naprawdę Amelia jest okropną egoistyczna kobietą. Nie życzę nikomu, żeby spotkał na swojej drodze takich wstrętnych ludzi. Szkoda, że Rob jednak oświadczył się jej. Teraz to już szans na pomyślny koniec niestety nie ma
Bardzo mi się podobało i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
poz
Law
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:22, 22 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Och, dopiero teraz przeczytałam tę Twoją cudowną historię, Patt! Jest prześliczna! Romantyczna na wskroś! A już pierwszy docinek jest taki nastrojowy!
Patty, Słóńce, nie każ nam długo czekać na kontunuację!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marigold dnia Sob 21:23, 22 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:27, 22 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ach Marigold kochanie już dodaję.
Klementyna opuściła dom zaraz rankiem, po usłyszeniu fatalnej wiadomości. W oddalonej o parę mil wiosce miała ciotkę, u której zaznała schronienia przed pełnym fałszywego współczuciem wzrokiem sąsiadów. Leżąc na łóżku kolejny dzień i wpatrując się w sufit dostała list od swej przyjaciółki. Był lakoniczny, ale wpłynął niesamowicie na Klementynę. Zawierał gniew, złość i chęć zemsty na zdrajcę.
Obudził w niej zhańbiona dumę, czyli to czego tak naprawdę obawiała się Ciemnooka. Obok miłości pojawiło się poczucie nienawiści, którą uznała za prawdziwą do Roberta i samej siebie. Zdecydowała się i nie zawaha się tego uczynić. List zawierał dokładne informacje o ślubie.
W jego dniu Klementyna poszła do stajni ciotki. Był tam nieujeżdżony jeszcze koń. Młody Jantar, o maści koloru kawy z mlekiem wpadającej w żółć i czarnej grzywie.
Miał osobliwy charakter i temperament. Był pełen niezależności i waleczności, rzadko kogokolwiek słuchał.
Ten jest idealny- myślała dziewczyna - w złości poniesie mnie na koniec świata.
Ubrała się w bielusieńką jak śnieg suknię ślubną. Była skromna i podkreślała urodę Klementyny. Lejący, delikatny materiał zakładany w harmonijkę wchodził w skład spódnicy. Wyżej był gładki i nie zakrywający ramion. Klementyna spięła pukle znajdujące się przy uszach, tworząc „elficką” fryzurę jak nazywał kiedyś pieszczotliwie Robert.
- Wyglądasz jak królowa elfów, moja księżniczko – mawiał.
Do fryzury Ciemnooka dopięła welon zwiewny i delikatny jak mgiełka. Koło grzywki wpięła biało - różowy kwiat orchidei. Była boso.
Pędząc na rozwścieczonym Jantarze jej włosy powiewały na podmuchach wiatru.
Na twarz dziewczyny spadały gęste krople deszczu. Co chwila w pobliżu uderzał piorun błyskając zygzakiem. Dźwięki grzmotów niosły się po polach. Burza władała
ziemią. Tratując kłosy zbóż cwałowała Klementyna. Koń oszalał, dziewczyna z trudem utrzymywała się w siodle. Nie trzymała należycie silnie wierzchowca za lejce, nie hamowała strasznie pędzącego zwierzęcia tylko jeszcze bardziej ponaglała piętami. Stopy miała poranione od strzemion. Był to wynik tęsknoty, jaką zaznała po utracie kochanego mężczyzny i wielkiego ogłuszającego bólu.
Jechała teraz równolegle do drogi, po której sunęły się bryczki z orszaku weselnego. Jej drwiący, szalony śmiech niosący się wśród jęków wiatru słyszeli wszyscy. Zwrócił też na to uwagę Robert. Odchylił kotarę. Zobaczył ją. Była bardzo blisko karety. Widział łzy napełniające jej płonącym blaskiem oczy. Była porażająco piękna. Myślał, że oszalał. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Zerknął jeszcze raz.
Zobaczył już tylko pnie drzew.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:26, 23 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Patty! To było niesamowite! Rewelacyjna scena! Och, Klementyna na koniu w białej ślubnej sukni! Piękne!
Niesamowity odcinek! Słońce, zamieszczaj kolejne!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|