|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:26, 27 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
NOTA ODAUTORSKA: Sissi zasugerowała, abym wrzuciła ten "tfur" na forum. Nie byłam do tego przekonana, ale cóż, słowo się rzekło XD
OSTRZEŻENIA: Tylko jedno. Opowiadanie powstało pod wpływem SESJI i stresu przedegzaminowego, więc absolutnie nie należy się spodziewać cudów.
90% wątków autobiograficznych.
Na razie zamieszczam część pierwszą. Jeżeli pojawi się wystarczająca ilość komentarzy (które karmią Wenę), wrzucę kolejne
No i wtedy, gdy moja wyobraźnia wróci z przerwy na kawę
Uprasza się o wyrozumiałość dla "ałtorki", która doskonale zdaje sobie sprawę, że grozi jej lincz
Dedykowane moim pierwszym, cudownym Recenzentkom - Marigold i Sissi
PROLOG
- Thatcher was among the first of Western leaders to respond warmly to reformist Soviet leader Mikhail Gorbachev. They met in London in 1984, three months before he became General Secretary. Thatcher declared that she liked him, and told Ronald Reagan, saying, "we can do business together." Following the Reagan - Gorbachev summit meetings from 1985 to 1988... - studentka ziewnęła przeciągle, dolewając sobie kawy.
Za dwa dni egzamin, a ona ciągle była w przysłowiowym lesie.
- Zgaś w końcu to światło! - usłyszała stłumiony jęk śpiącego na podręczniku anatomii brata - Na litość boską, jest trzecia nad ranem!
Julia posłusznie spełniła polecenie. Całkiem oślepiona, po omacku skierowała się do łazienki...
... I o mało nie dostała zawału, zastając w niej wysoką, rudowłosą pannę, spoglądającą na przybyłą z ciekawością.
- Dobry wieczór – dziewczyna uśmiechnęła się na przywitanie.
- Aaaandrzeeej! – krzyknęła histerycznie w odpowiedzi.
Jedynym odzewem było mocniejsze chrapnięcie z sypialni obok.
- Przestraszyłam cię? Przepraszam bardzo! – rudowłosa wpadła w słowotok – Nie wiem, jak się to stało… Poszłam do spiżarni po ciasto czekoladowe i… znalazłam się tutaj! Mam chyba talent do wpadania w kłopoty! – zakończyła ze śmiechem – Nie przedstawiłam się: jestem Anna Shirley, ale wolę, jak mówią na mnie Ania. Pod żadnym pozorem Andzia – wyciągnęła do osłupiałej Julii dłoń, którą ta bezwiednie uścisnęła.
- Julia… - wymamrotała – I chyba właśnie miałam atak schizofrenii… Poczekaj tutaj, zaraz wrócę! – jak strzała pomknęła do pokoju, po czym wskoczyła na łóżko brata, z całej siły starając się go obudzić.
- Andrzej! – potrząsnęła ramieniem śpiącego – Andrzej, kretynie, w naszej łazience jest Ania Shirley!
Chłopak popatrzył na siostrę odrobinę nieprzytomnie, po czym parsknął śmiechem.
- Tobie naprawdę odwala na tej anglistyce – wymamrotał, otulając się szczelniej kołdrą – Dzisiaj bohaterka książki, a jutro co? Krasnoludki? Nie powinnaś zażywać tylu wspomagaczy, siostra. Mówiłem, że tak się to skończy.
- Piłam tylko Plusssz! – zaprotestowała gwałtownie.
- Niektórzy odlot mają po zielonej herbacie – burknął w odpowiedzi – Daj mi spać, kobieto, bo nie ręczę za siebie! Za kilka godzin mam kolokwium z anatomii i muszę być w stanie używalności! – opędzał się od Julii jak od wyjątkowo upierdliwej muchy.
- Zemszczę się, Judaszu – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym wróciła do łazienki.
Mieszkanka Zielonego Wzgórza nadal tkwiła w tym samym miejscu, usiłując wydłubać sobie oko za pomocą pałeczki od mascary.
- Uważaj! – Julia zareagowała momentalnie, odbierając Ani kosmetyk – Bardziej ci zaszkodzi niż pomoże.
Wypuściła ze świstem powietrze, po czym podjęła ponownie.
- Jak się tu dostałaś? – podskórnie czuła, że to absurdalne zadawać pytania wytworowi chorego z przeuczenia umysłu, jednak nie potrafiła się powstrzymać.
- Przecież już mówiłam – przez drzwi. – wyjaśniła cierpliwie panna Shirley.
- A konkretniej? Bo z tego co widzę, to tutaj nie ma żadnych innych przejść prócz tego – wskazała ręką.
- Jak to nie ma? A to, Julio? – podeszła bliżej ściany, po czym lekko ją popchnęła.
Oczom obu pań ukazało się wąskie przejście.
- Bzdura. Przecież za tą ścianką działową są wyłącznie rury. To niemożliwe. - teraz miała pewność, że wszystko jej się śniło. Absurd był aż nazbyt oczywisty.
- Sama sprawdź. Spotkało nas coś niezwykłego! Zupełnie, jakby świat baśni i wróżek stanął przed nami otworem! Nie czujesz tego?
Entuzjazm panny Shirley nieco przytłoczył Julię, jednak ciekawość (pierwszy stopień do piekła!) zabiłaby ją szybciej niż nuda. Świadoma niebezpieczeństwa, przestąpiła progi ciemnego korytarza.
Minęła może sekunda, błysnęło światło i przejście w ścianie cicho zasklepiło się za wchodzącą.
*
Po drugiej stronie lustra
- Okej, wkręciliście mnie! – zakrzyknęła w stronę ściany Julia – Dałam się nabrać, więc możecie już wyjść zza zasłonki i triumfować! Andrzej! – walnęła pięścią w drewniane obicie.
Odpowiedziało jej głuche stuknięcie.
Zdesperowana, rozejrzała się po dziwnym pomieszczeniu. Przypominał jej strych w wiejskim domu dziadków, zakurzony, pełen majestatycznych koronek pajęczyn i rozmaitych gratów. Zimny dreszcz przeszedł po plecach studentki, kiedy przypomniała sobie dziecięce wizje o Upiorach Pierścienia, ścigających Froda. Czy to czasem nie oni czaili się w mroku?
Ponownie uderzyła w ścianę, zdeterminowana nawet do jej zniszczenia. Andrzej może się z niej nabijać miesiącami, ale ona nie zostanie tu ani chwili dłużej. Co to, to nie.
*
Podręcznik do anatomii cicho wyśliznął się spod głowy śpiącego mężczyzny, spadając na twardą posadzkę. Głuchy odgłos obudził studenta, wyrywając go z emocjonującej walki o życie pacjenta.
Zamrugał szybko, odpędzając resztki snu. Spojrzał na ścienny zegarek, akuratnie wybijający ósmą, po czym jęknął. Miał dokładnie dwadzieścia minut na dotarcie do uczelni. Nie mógł sobie pozwolić na oblanie ostatniego egzaminu.
- Julka, ty zarazo – wymamrotał, zbierając z podłogi porozrzucane ubrania siostry – Miałaś mnie obudzić, a tymczasem wyszłaś sobie z domu bez słowa.
Gdzieś, w zakątkach podświadomości, majaczyła mu nocna pobudka i histeria dziewczyny. Zaraz, zaraz – o czym to ona bredziła? Zdaje się, że o jakiejś nieznajomej w ich łazience…
Pokiwał głową z dezaprobatą. Mała już od dziecka była szalona. Zatopiona w świecie książek nie pasowała do współczesności. Andrzej był chory od samego patrzenia na opasłe tomiszcza, które z uporem godnym większej sprawy znosiła do domu Julia, by kilka dni później torturować chłopaka swoimi wrażeniami z lektury.
Ale mimo wszystkich dziwactw, kochał ją i czuł wewnętrzny nakaz opiekowania się przyszłą panią tłumaczką.
Przegrzebał kieszenie kurtki w poszukiwaniu nowiutkiej empetrójki. Nie był zdziwiony faktem, iż jej nie znalazł. Julia często „pożyczała” rzeczy starszego brata, nic sobie nie robiąc z jego nakazów. Przeważnie nie udawało mu się odzyskać owych przedmiotów, za to odbijał sobie dzwoniąc do kolegów z jej komórki. Tym sposobem i wilk był syty i owca cała.
Przeczesując rozwichrzoną czuprynę, pomaszerował do kuchni. Potrzebował kawy, niczym wampir na głodzie, miał przed sobą jasno określony cel. Jak bowiem powszechnie wiadomo, zbyt duże stężenie krwi w systemie kofeinonośnym prowadzi do zwiększonej zachorowalności na raka i jest przyczyną wielu zgonów.
Zaaferowany, nie zauważył nawet rudowłosego dziewczęcia przyglądającego się mu z zaciekawieniem.
- Dzień dobry! – rzuciła wesoło.
Dzbanek z kawą niebezpiecznie zakołysał się w dłoni Andrzeja. Kilka cennych kropel upadło na blat kuchennej szafki. Doprawdy, Julia mogłaby sobie spraszać koleżanki w odpowiedniejszym momencie!
- Dzień… - głos uwiązł mu w gardle.
Nieznajoma wyglądała jakby się urwała z muzeum. A może to kolejny żarcik jego siostruni? Zabawa konwencjami leżała zupełnie w jej stylu.
- Pan And…ej, jak mniemam? – uśmiechnęła się, z trudem wymawiając jego imię.
Skinął głową.
- A z kim mam przyjemność? – odparł w tym samym tonie, opiekuńczo ściskając w ramionach dzbanek z cennym napojem.
- Jestem Ania Shirley – odparło zjawisko.
*
Walenie w ścianę nie zostało niezauważone. Kilka minut później, Julia usłyszała energiczne wchodzenie po schodach i ledwo tłumiony sarkazm w głosie:
- Aniu Shirley, coś ty znowu narobiła?!
Przez głowę dziewczyny galopowały Hipotezy, rozdeptując się wzajemnie. Najbardziej prawdopodobną wydawała się ta o zbiorowym szaleństwie.
Wieko w zmurszałej podłodze uniosło się do góry, ukazując sztywną sylwetkę starszej kobiety.
- Kim ty na Boga jesteś? – wyszeptała ze zgrozą nieznajoma, lustrując wzrokiem Julię. Gdyby nie dobre maniery, jakich nauczono ją w dzieciństwie, z pewnością by się przeżegnała.
Studentka doskonale zdawała sobie sprawę, że pod względem prezencji do królowej brytyjskiej wiele jej brakuje, niemniej jednak, nie spodziewała się aż takiego szoku.
Koniec końców, w cywilizowanym świecie nikogo nie oburzają sprane jeansy z postrzępionymi nogawkami i podkoszulek z napisem „Studia albo zdrowie – wybór należy do Ciebie”. Ani siano na głowie poprzetykane nitkami pajęczyny.
Dama była jednak na skraju apopleksji, co uwidaczniało się w jej dziwnych ruchach i zaciskaniu palców na drzewcu od miotły.
- Mam na imię Julia – wydusiła z siebie – I jestem… przyjaciółką Ani. Ze studiów.
- Jak więc się znalazłaś na moim strychu? Jeśli rzeczywiście prawdą jest to, o czym prawisz, to dlaczego Ania o tobie nie wspominała?
- Bo… jakby to powiedzieć, znamy się od niedawna, proszę pani.
- Panno Cuthbert – poprawiła ją sztywno gospodyni.
- Naprawdę przepraszam za mój niestosowny ubiór, ale miałam mały wypadek i wszystkie moje rzeczy… - pstryknęła palcami na udokumentowanie faktu.
Właścicielka Zielonego Wzgórza ograniczyła się do wiele mówiącego westchnięcia. To był zdecydowanie wariacki dzień – najpierw ta kłótnia z Małgorzatą, potem kolejna psota Tadzia, a teraz jeszcze i to! Emancypacja niektórych przedstawicielek płci pięknej zachodziła aż za daleko. Żadna rozsądna i dbająca o opinię kobieta nie pokazałaby się nikomu w takim dziwacznym stroju. Pod względem niezwykłych upodobań, Julia plasowała się na liście jeszcze wyżej niż Ania Shirley, znana ze swych odbiegających od normy marzeń.
- Chodź za mną, moje dziecko – powiedziała po długiej chwili milczenia, w trakcie której siostra Andrzeja planowała szybkie rozstanie się z życiem poprzez spektakularny skok z okna – Znajdziemy ci coś odpowiedniego do przebrania…
*
Im dłużej słuchał tej dziwnej dziewczyny, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu o niesmacznym żarcie.
- A więc sugerujesz, że moja siostra przeszła przez dziurę w ścianie do twojego świata? – powtórzył cierpliwie raz zadane pytanie.
- Właśnie tak – odpowiedziała niewzruszenie Ania.
- Wybacz, ale to bzdura.
- Zarzucasz mi więc kłamstwo? – policzki rudowłosej pałały gniewem.
- Po prostu stwierdzam, że wpuszczasz mnie w kanał – wzruszył ramionami – Znaczy się, że mnie podpuszczasz – dodał po chwili.
Osóbka mieniąca się bohaterką książki nie rozumiała (albo nie chciała rozumieć) znaczenia najprostszych zwrotów.
- Jesteś najgorzej wychowanym człowiekiem na świecie! – z furią powstała z krzesła, zamierzając się na Andrzeja ulubionym kubkiem Julki.
- Kobieta mnie bije! – rzucił zawodzącym tonem chłopak – Słuchaj, mała, odpuść sobie te fochy, bo nic ci nie dadzą. I powiedz mojej siostrze, że jeśli jeszcze raz zrobi mi podobny dowcip, spiorę ją porządnie. A teraz wybacz, śpieszę się na uczelnię. – zakończył dumnie, wychodząc z kuchni.
Miał ochotę zabić to rudowłose, piegowate straszydło z oślim uporem wmawiające mu jakieś banialuki. Jakby tego wszystkiego było mało, wyrzucała z siebie słowa niczym pociski, bombardując rozmówcę informacjami. Julka przynajmniej wiedziała, że nie należy drażnić lwa, zaś ta jej koleżaneczka…
Zacisnął dłonie w pięści, wkładając garnitur.
- Mogę pójść tam z tobą? – błagalny głosik domniemanej Ani przebił się do świadomości przyszłego lekarza.
- W żadnym wypadku – zaprotestował – W takich ciuchach narobisz mi tylko obciachu. – doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo jest niegrzeczny. Usprawiedliwiała go jednak prawie nieprzespana noc i ważny egzamin.
- Ty…! – zakrzyknęła ponownie.
- Resztę sam sobie dośpiewam, panno mądralińska – przerwał jej bezlitośnie – Wrócę za dwie godziny, to dokończymy naszą pasjonującą wymianę zdań – bez ceregieli zatrzasnął za sobą drzwi.
*
Podkoszulek i spodnie Julii wylądowały w starej komodzie Ani, ukryte bezpiecznie przed niepowołanymi oczami. Zaś główna zainteresowana, dusiła się akuratnie w ciasno skrojonej, zapiętej po samą szyję sukni, ścigana zaciekawionymi spojrzeniami domowników Zielonego Wzgórza.
- Mam nadzieję, że regularnie chodzisz do kościoła – rzuciła znad talerza pani Linde.
- Oczywiście, proszę pani.
- Dobrego prezbiterianina poznaje się…
- W zasadzie, to nie jestem prezbiterianką, lecz katoliczką. – wtrąciła Julia.
- Zgroza, co się wyrabia z tymi młodymi! – załamała ręce, kiwając smętnie głową.
Kąciki ust Maryli uniosły się lekko ku górze, wyraźnie sugerując rozbawienie.
- Twoja rodzina pochodzi z Wyspy? – drążyła.
- Mieszkam w Polsce. Ale moja matka ma ukraińskie korzenie.
Pani Linde roztropnie nie pytała o nic więcej.
*
Dziwne mieszkanie Julii i Andrzeja niezwykle fascynowało pannę Shirley. Było niewielkie, ale śliczne. Na ścianach wisiały kolorowe makatki i obrazy, puszysty dywan w saloniku przywodził na myśl królewską komnatę. Lustra zaś miały tę dziwną właściwość, że pokazywały piękniejszą część Ani, prawie całkowicie wymazując piegi.
Wiedziała co prawda, że nie należy niczego dotykać, jednak ciekawość była silniejsza. Ogromna, płaska skrzynka umiejscowiona na komodzie wyglądała intrygująco z migającym na czerwono punkcikiem. Nieopatrznie wcisnęła wystający przycisk, po czym przerażona, odsunęła się pod samą ścianę. Tajemnicza skrzynka pokazywała Ani dziwnie poubieranych ludzi, skaczących po scenie z przyrządami niewiadomego pochodzenia w dłoniach, przy wtórze dzikiej muzyki. Ogłuszający hałas na chwilę otumanił mieszkankę Avonlea, niezdolną do zrobienia choćby kroku.
- Boże, co tu się dzieje! – drzwi wejściowe otwarły się szybko, ukazując nieco potarganego Andrzeja.
Szybko opanował sytuację, wyłączając telewizor.
- Dobrze się czujesz, dziewczyno? – spojrzał na osłupiałą Anię z niepokojem.
Skinęła niewyraźnie głową.
- Julia jeszcze nie wróciła? – dodał nieco spokojniej.
Zaprzeczyła.
- Ty naprawdę nie jesteś stąd – westchnął.
- To samo mówiłam kilka godzin wcześniej – odparła urażona – Ale mi nie wierzyłeś.
- Słuchaj, Aniu, jestem racjonalistą. Zabawy w Copperfielda mnie nie ruszają. Przyjmując to, co powiedziałaś za prawdę, musimy jak najszybciej przenieść cię do twoich czasów, a Julię sprowadzić tutaj. Dasz radę to zrobić?
- Próbowałam – pokiwała żałośnie głową – Ale drzwi zniknęły.
Miał ochotę krzyknąć na tę dziwną dziewczynę i przywołać ją do porządku, jednak nie potrafił. Wzbudzała w nim te same opiekuńcze uczucia co młodsza siostra.
- Więc jak je otwarłaś?
- Przez przypadek. Ściana w tym miejscu zawsze była dziwnie pusta, aż wczoraj… Pchnęłam je leciutko i się otworzyły. Potem weszła w nie Julia i… Rozpłynęły się.
- Moja siostra nie przeżyje w twoich czasach ani jednego dnia – powiedział bardziej do siebie niż do towarzyszki.
- To może sprawdzimy raz jeszcze? – zasugerowała rudowłosa.
Sprawdzili każdy centymetr ściany w łazience. Bez rezultatu. Nadeszła noc, a oni ciągle byli w punkcie wyjścia.
- To bez sensu, Aniu – zadecydował Andrzej – Pościelę ci w sypialni. Może rano wpadniemy na lepszy pomysł.
Rozwiązanie problemu samo do nich przyszło.
- Popatrz tam – wskazała palcem przeciwległą ścianę pomieszczenia.
Ścienna makata poruszała się lekko, jakby pod wpływem niewidzialnego podmuchu wiatru. Zdaje się, że mieli już odpowiedź…
CDN...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rilla dnia Sob 20:30, 27 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Patt
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:55, 27 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Ach uśmiałam sie w duchu przy tym opowiadaniu. Masz poczucie chumoru Rillo. Ja sama kiedyś wyobrażałam sobie, że Ania jako mała dziewczynka dostała się do naszego świata, a ja jej wszystko pokazywałam i tłumaczyłam.Ale to dawne czasy. Ty to natomiast potrafiłaś ująć w słowa i rozśmieszyć czytelnika. Gratuluję i czekam na dalszy ciąg.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lisa_56
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 1420
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wichrowe Wzgórza Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:18, 27 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Jeju ! Już znasz moją opinię, opowiadanie jest cudowne, dosłownie je pochłonęłam
Czekam na dalsze przygody Julii
A gdzie reszta opowiadania ;>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:20, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Tak, jak już zapowiadałam, kolejna część się pojawi, jeśli zainteresowanie się zwiększy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:27, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Zwiększy? Nasza Rilla sobie z nami żartować raczy! Zainteresowanie będzie OGROMNE!
Kocham, kocham, kocham "Lost in Montgomery"! Rilla, już wie, bo nie omieszkałam jej tego wypomnieć wiele, wiele razy, że ma niesamowity talent, bezbłędnie włada piórem i jest bezsporną Królową Fanfików!
Dziękuję za dedykację i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, zarówno tego tu, ale zwłaszcza tego, co miałyśmy z Sissi zaszczyt przeczytać, jako pierwsze! Och, Sissi, ta Rilla to nas rozpieszcza, nie? Dziękuję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:57, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
No masz, a Marigold znowu mnie przecenia! Dedykacja była jak najbardziej zasłużona, dziewczyny. Niedługo podeślę Wam do oceny kolejną część...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:03, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Przeceniam?! Ja oddaję sprawiedliwość Twoim umiejętnością, Rillo!
Czekam niecierpliwie! Ach, cylk będzie czarowny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sissi
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Crystal Cottage ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:08, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Och, Rillooooo, ciesze się, ze jednak zamieściłaś to opowiadanie xD
Dziękuję Ci kochana za dedykację- aż jestem na siebie wściekła, ze wcześniej nie weszłam na forum xD
Pisałam Ci już kochana, co sadzę o Twoim opowiadaniu i po powtórnym przeczytaniu- podtrzymuję te opinię- ach- koooocham, kocham, kocham, kocham LiA. Uwielbiam i Julkę i Andrzeja - Przepadam za wszystkimi. A opis Gila- cud miód xD
Pojęcia nie masz jaki posiadasz talent! Moim zdaniem marnujesz się na anglistyce- powinnaś zostać pisarką A Marigold wcale nie przesadza- podtrzymuję jej opinię
Czekam na następną część opowiadania- i to z niecierpliwością xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:36, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Kochana Sissi, od przyszłego roku akademickiego będę studiować dwutorowo - i filologię polską i angielską A tymczasem, kolejna część
DEDYKOWANE MARIGOLD I SISSI - dziękuję Wam za wszystko, kochane
*
- Dlaczego masz taką dziwną minę? – zapytał Andrzej, kiedy przeciskali się przez wąskie przejście.
- Bo… - zająknęła się Ania – Wydaje mi się, że…
- Że co? Wyduś to wreszcie, dziewczyno! – jęknął, odwracając głowę za siebie.
Miał dziwne przeczucie, że coś jest nie tak i sprawdziło się ono w stu procentach.
- Cholera! – zaklął szpetnie pod nosem, wpatrując się tępo w ścianę, która kilka sekund wcześniej była drzwiami.
- Słyszałam – odparła rudowłosa z nutką triumfu w głosie.
- Nie zmieniaj tematu – odburknął jak niedźwiedź, którego nieostrożny turysta zbudził w środku zimy.
- Bo my chyba pomyliliśmy miejsca – dodała pokornie.
- „Chyba”? „Pomyliliśmy”? Czyś ty oszalała? – był zły. Nie tyle o ową pomyłkę, ale o to, iż musi znosić towarzystwo Ani dłużej niż to absolutnie konieczne. Gdyby przejście było odrobinę szersze, zacząłby walić głową w mur. Co za ironia losu, że nawet w taki sposób nie mógł się pocieszyć! – Dobrze więc: gdzie według ciebie utknęliśmy, panno mądralińska? Jesteśmy w połowie drogi do Narnii i zaraz zza rogu wyskoczy Jadis?! A może będziemy mieli więcej szczęścia i zahaczymy o bitwę o Śródziemie? „Kto rządzi – Saruman czy Wielkie Oko?” – zakończył teatralnie.
- Daruj sobie tę ironię – odpowiedziała spokojnie – Nie mam pojęcia, o czym mówisz, więc mnie to nie urazi. Jeśli zaś chodzi o miejsce, w którym się znaleźliśmy, jest ono o wiele przyjemniejsze niż jakieś pole bitewne. To „Ustronie Patty” – uśmiechnęła się.
- Nie masz chyba na myśli tego rozchichotanego babińca z Filipą Gordon na czele?
- Czytasz w moich myślach – rzuciła przekornie.
- Czyli, podsumowując, jestem w piekle – zakończył z westchnieniem – Mam nadzieję, że chociaż mojej siostrze się poszczęściło…
*
Julia rzeczywiście nie trafiła najgorzej. Ale nie była też w pełni zadowolona. Koniec końców, jaka normalna dziewczyna czułaby się świetnie na herbatce u pastorowej w towarzystwie kółka samopomocy kobiet?
- Musisz wypruć ten ścieg i zacząć od nowa, tak, jak cię uczyłam – poinstruowała ją Maryla.
Julia zgrzytnęła zębami, posłusznie spełniając polecenie.
- Twoja ignorancja w dziedzinie prac domowych jest dosyć osobliwa… - wtrąciła swoja trzy grosze pani Linde.
- Moi rodzice zawsze woleli mnie kształcić – dziewczyna posłała kobiecie poirytowane spojrzenie.
- Nie potrafisz więc prowadzić domu? Gotować? – bombardowała Julię pytaniami – Zgroza! – załamała ręce.
- Mój brat jest doskonałym kucharzem, więc ta praca mi odpada – dobiła ją ostatecznie – Poza tym, w moim kraju panuje równy podział obowiązków – mężczyźni gotują i sprzątają, nie dzieli się prac na męskie i kobiece.
Panna Cuthbert uszczypnęła ostrzegawczo Julię.
- Oczywiście, to tylko bardzo odległe marzenia – poprawiła się szybko, jednak ziarno zostało zasiane.
- A jak się ma sprawa z kawalerami? – pastorowa starała się zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, zmieniając przedmiot rozmowy.
- Przez kilka pierwszych lat spotykamy się bez zobowiązań, a później, jeśli związek jest na tyle dojrzały, następują oświadczyny, proszę pani.
Zduszony jęk trzech kobiet ostatecznie zamknął usta Julii, która nie odezwała się więcej do końca wizyty.
- Koniec wakacji, moja panno – powiedziała surowym tonem Maryla – Należy nadrobić braki w wychowaniu. Naukę gotowania zaczniesz nazajutrz. – zadecydowała.
- Ale…
- Żadnego ‘ale’ – wpadła jej w słowo Małgorzata – Nie będziesz nam więcej przynosiła wstydu. Nie ważne, jak długo tu zostaniesz, ale dopóki będziesz pod dachem Zielonego Wzgórza, będziesz respektować reguły.
Julia dotychczas tylko podejrzewała, że żyje w świecie zwariowanych ludzi. Dzisiaj zyskała pewność.
*
W salonie „Ustronia Patty” wesoło płonął ogień, oświetlając uśmiechnięte twarze. Skupione obok Andrzeja dziewczęta słuchały jak urzeczone jego opowieści o studiach w Polsce i praktykach na oddziale intensywnej terapii. Młody chłopak czuł się świetnie w tym babińcu – trzeba było mu przyznać, że miał oratorski dryg, do tego hipnotyzujące spojrzenie błękitnych oczu, które tyle razy uratowało mu skórę w sytuacjach podbramkowych.
- A więc skończyłeś studia, Andrzeju? – zapytała dumna z siebie Fila. Panna Gordon jako jedyna nauczyła się wymawiać egzotyczne imię nowego znajomego, co dawało jej pewną przewagę nad przyjaciółkami – Czyli teraz się ustatkujesz?
To słowo wybitnie nie pasowało młodzieńcowi.
- Nie planuję niczego w najbliższym czasie – odpowiedział – Niemniej jednak, jestem zaręczony.
- Oooo… - wyrwało się statecznej zwykle Stelli.
*
Desperacja Julii osiągnęła ostateczny szczyt podczas lekcji pieczenia ciasta. O ile jeszcze rozsądne naprowadzanie Maryli mogła przełknąć, tak nachalna ingerencja pani Linde doprowadzała dziewczynę do szału. Musiała coś z tym zrobić, a przede wszystkim, musiała skontaktować się z Andrzejem. W kieszeni jeansów miała telefon komórkowy i empetrójkę. Gdyby tylko udało jej się wymknąć z Zielonego Wzgórza, sprawy przybrałyby inny obrót.
Jedyną osobą, która mogła jej pomóc był wychowanek panny Cuthbert…
*
- Dam ci trzy tabliczki czekolady, jeśli tylko coś porządnie spsocisz.
Chłopiec popatrzył na Julię z niedowierzaniem.
- Dotychczas za swoje wybryki dostawałem karę – odparł ostrożnie.
- W Polsce nazywamy to bezstresowym wychowaniem. To jak będzie? Umowa stoi?
- Stoi! – Tadzio i Julia podali sobie ręce.
*
Jak dobrze było znowu włożyć sprane spodnie i ukochany podkoszulek! Julia nie kłopotała się względami ostrożności, i tak w domu nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać. Przynajmniej połowa wsi zebrała się na pastwisku Cuthbertów, gdzie Tadzio rozpalił gigantyczne ognisko.
- Mądry dzieciak – mruknęła pod nosem, dziarskim krokiem schodząc schodami.
Kierując się na przełaj przez ogród, skręciła w jedną z alejek, prowadzących do głównej drogi. Nie znała co prawda tej części Avonlea, jednak była przekonana, że się nie zgubi. W końcu nie na darmo czytała „Anię z Zielonego Wzgórza” bez mała czterysta razy!
Biegnąc sprintem, niemalże na oślep, dotarła nad staw.
- To mój szczęśliwy dzień. Lepiej trafić nie mogłam. Kto by pomyślał – Jezioro Lśniących Wód! – uśmiechnęła się szeroko.
Zdawać się mogło, że wszystkie dobre siły we Wszechświecie sprzysięgły się, by jej pomóc. Od razu poczuła się lepiej.
Przegrzebując kieszenie, wyjęła za jednym zamachem i empetrójkę i komórkę. Mogła z całą pewnością stwierdzić, że jest dziewczyną Współczesności. Życie kilka setek lat wcześniej bez takich gadżetów musiało być nieznośne.
Niezawodny Sony Ericsson włączył się bez problemu, witając właścicielkę melodyjką z „Władcy Pierścieni”.
Niestety, to był ostatni akt szczęśliwej sztuki…
- No co jest? – Julia niczym błędna przemieszczała się po pomoście, usiłując złapać zasięg – Nie rób mi tego! – postukiwała obudowę aparatu w nadziei na cud.
Posunęła się nawet do karkołomnych wygibasów na barierce chroniącej nieostrożnych spacerowiczów przed upadkiem w ciemną toń sadzawki. Bezskutecznie.
- Ja się zastrzelę – obwieściła grobowym tonem, chowając aparat do kieszeni – Wcześniej oczywiście posłucham muzyki. Ale najpierw będę musiała przeciąć węzeł gordyjski – spojrzała na poplątane słuchawki – Dlaczego to zawsze mnie spotykają takie chore sytuacje?! Powie mi ktoś! – zakrzyknęła.
Odpowiedziało jej echo.
- A w ogóle, to niekulturalnie jest się tak zaplątywać – zwróciła się do słuchawek, mimo, że istniało niewielkie prawdopodobieństwo, by się zawstydziły. W tak delikatnej materii niewskazany był pośpiech, co dodatkowo potęgowało zdenerwowanie dziewczyny.
Pochłonięta pracą nie zauważyła nawet, że od pięciu minut jest wnikliwie obserwowana. Na przeciwległym końcu pomostu stał przystojny mężczyzna, uśmiechający się pod nosem na widok szaleńczych zabiegów Julii. Młody człowiek nie mógł oderwać od nieznajomej wzroku w dużej mierze z powodu jej nietypowego stroju.
- Pieprzona chińska podróba – szarpnęła mocniej za cienkie kabelki, nieuchronnie zbliżając się do wyrwy w kładce.
Pan Barry już od dawna nosił się z zamiarem naprawienia usterki, jednak doglądanie gospodarstwa i rozmaite zawirowania rodzinne powodowały stałe odkładanie tej sprawy na później. Tego jednak studentka nie wiedziała.
- No dalej! – mamrotała wściekle, manipulując przyciskami.
To były ostatnie słowa Julii przed bolesnym upadkiem. Dziewczyna miała wrażenie, jakby czas zwolnił biegu – czarne ustrojstwo od Sony wirowało w powietrzu, zanim z cichym pluskiem zatonęło w głębi Jeziora Lśniących Wód.
Mężczyzna nie zwlekał już dłużej. Podbiegł do nieszczęsnej ofiary, by udzielić jej pomocy.
- Nic się pani nie stało? – zapytał z niepokojem, wyswobadzając nogę Julii z pułapki.
Wtedy nastąpiło nieuchronne – spojrzenie brązowych oczu nieznajomego znalazło swoje odbicie w przerażonych błękitnych tęczówkach siostry Andrzeja.
Łącząc odpowiednie fakty i opisy, zaczynała sobie uświadamiać, kogo los uczynił jej wybawcą.
Mamuniu, jeśli on jest tylko pielęgniarzem w tym zakładzie psychiatrycznym, to niech ją leczy do końca życia!
Opisy Maud Montgomery nie umywały się do rzeczywistości! Ta kobieta musiała być ślepa, przedstawiając Gilberta w tak suchy i oszczędny sposób…
- W zasadzie, to emp…atyczny bardzo jesteś – wydukała oszołomiona, w odpowiedniej chwili gryząc się w język, w duchu żegnając się z empetrójką brata.
Uśmiechnął się tylko. Julia uznała, że tak właśnie uśmiechają się psychiatrzy do swoich najgorszych przypadków.
- Ale gafa – wymamrotała, uciekając wzrokiem – Zapewne uznałeś mnie za ostatnią łamagę…
- Chyba się nie doceniasz. – znowu ten obezwładniający uśmiech.
Gilbert nie powinien na nią patrzyć w taki… aniowy sposób.
Zaczerwieniła się mocno.
- Już sobie poradzę, dzięki. – odrzuciła wyciągniętą dłoń przyszłego lekarza. Wspierając się na palu udało jej się podnieść do pozycji właściwej dla gatunku Homo Sapiens.
‘Spytaj o Anię, spytaj o Anię… Na co jeszcze czekasz? Jesteś Gilbertem, czy nie?’
- To o tobie jest teraz tak głośno w Avonlea, nieprawdaż? Mieszkasz na Zielonym Wzgórzu?
‘Nieeeee….’
Skinęła głową.
- Owszem. Mam na imię Julia i jestem największym beztalenciem kulinarnym, jaki nosiła ta ziemia – dygnęła lekko.
- Gilbert Blythe – wyciągnął dłoń, nie spuszczając wzroku z Julii.
Czuła się okropnie niezręcznie.
‘Myśl o Ani, człowieku! To ją w końcu kochasz! Myśl o rudowłosej czarownicy, która rozwaliła ci tabliczkę na głowie! Gilbeeert!’
- Chyba muszę już iść – wyrwała rękę z jego uścisku – Dobranoc! – zakrzyknęła, odwracając się na pięcie.
Kolejne zadanie zapukało do okna Julii. Musiała za wszelką cenę sprowadzić do domu Anię i wrócić do swoich czasów. W przeciwnym razie, zbuntowane fanki Maud zorganizują jej publiczny lincz…
*
CDN...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Kocia Chatka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:05, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Rillo-ma-Rillo, póki żyję, moje uwielbienie dla Twego talentu nie ustanie!
PS. Tworzysz fascynujące postaci męskie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:08, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Ha ha, Rillo, jeteś Mistrzynią! Piszesz w taki zabawny i ironiczny sposób, że nie ma możliwości, żeby się nie zakochać w Twoich dziełach
Wielbię! Andrzej - mój ulubieniec - jest genialny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sissi
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Crystal Cottage ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:47, 02 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
No widzisz! Ja od razu widziałam Cię na filologii polskiej xD
Ach, no tak, ten fragment mimo tego, iż był mi już znany- został przeze mnie przeczytany jeszcze raz xD Jest fenomenalny xD Wiesz, ze uwielbiam Andrzeja i tak chyba już zostanie Uwielbiam tam wszyyyystkich xD Piszesz cudownie- a jak już Ci kiedyś wspominałam, czytając LiM z moich ust po prostu nie schodzi uśmiech
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:34, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Miało być wcześniej - wyszło później. Grunt, że się pojawiło - była chwila, w której aż mnie korciło, by skasować całe opowiadanie, jednak groźba linczu ze strony Sissi mnie powstrzymała
Dedykowane wszystkim Desperatkom (One wiedzą )
*
- Wstawaj, śpiochu! – Fila zdecydowanym ruchem ściągnęła kołdrę z Andrzeja – Dzisiaj przyjęcie pożegnalne, a potem wyjazd do Avonlea! – wrzasnęła mu prosto do ucha.
Okropnie przy tym przypominała Julię.
- Nie krzycz na mnie, niedobra kobieto… - wymamrotał przez sen – Może zamiast udawać kwokę, przyniosłabyś mi kubek kawki? – jęknął prosząco.
- Kubek kawki? Dobre sobie! W jadalni czeka na ciebie śniadanie. To i tak zbytek łaski z naszej strony. – fuknęła nieco rozjuszona panna Gordon, odpływając w siną dal.
- Feminizm? Tak wcześnie? Matko, w co ja się wpakowałem? – opadł bezsilnie na poduszki.
- Słyszałam! – padło zza drzwi.
*
Teodora Keith, przez przyjaciół zwana Tolą, była wręcz podręcznikowym okazem idealnego dziecka. Grzeczna, ułożona, cicha, pracowita… Można tak było wymieniać bez końca.
Z pewnością czuła się samotna na Zielonym Wzgórzu, bowiem zdecydowaną większość uwagi dorosłych pochłaniał psotnik Tadzio. Kiedy w ponurym domostwie pojawiła się Julia z jej dziwnymi odruchami, kolorową garderobą i śmiałymi poglądami, wyczuła w niej Bratnią Duszę.
Dziewczynka dyskretnie podpatrywała jej styl upinania włosów, poruszania się, czy też uśmiechania. Wiele razy pragnęła do niej zagadać, czymś ją zaciekawić. Sprawić, by Julia poświęciła jej trochę swojego czasu. Wstydziła się jednak.
Niespodziewanie, z pomocą przyszedł przypadek. A w zasadzie wypadek, jeśli w grę wchodzi precyzja.
Maryla i pani Linde udały się z wizytą do pastorostwa, przezornie zostawiając Julię na gospodarstwie. W perspektywie mając dożywotni blamaż w oczach żony duchownego spowodowany szalonymi opiniami dziewczyny, jej nieobecność przejdzie praktycznie bez echa.
- Jesteś absolutnie pewna, że dobrze robimy? – upewniała się Małgorzata.
- Absolutnie nie – padła odpowiedź – Ale po doświadczeniach z Anią, chyba wiem, czego się spodziewać – uśmiechnęła się nieznacznie.
- Podpalenia? Krwi? Potępieńczych jęków? Końca świata?
- A nawet jeszcze więcej, Małgorzato…
Na Zielonym Wzgórzu zapanowała istna sielanka. Cisza, błogi spokój, słodkie nicnierobienie (co ostatecznie potrafi zabić).
Głodna wiedzy Julia dosadziła się do jedynej dostępnej książki, starej Biblii dla dzieci. Jej desperacja sięgnęła zenitu i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Co chwila jednak jej przeszkadzano. Sama była sobie winna, nakazując Tadziowi meldować się co pięć minut, ale jak inaczej mogła go zatrzymać w jednym miejscu? Gdyby coś mu się stało, wojownicze niewiasty obdarłyby ją ze skóry i powiesiły nad kominkiem w charakterze upiornej dekoracji.
- Ania dawała mi więcej swobody – naburmuszył się.
- Ale ja nie jestem Anią – uśmiechnęła się słodziutko niczym zamachowiec – Mam cię pilnować i słowa dotrzymam.
- A mi się wydaje, że to zwykły strach przed kolejną lekcją pieczenia z panią Linde – podsunął sprytnie chłopiec.
Julka zgrzytnęła zębami. Małgorzata, kierując się sobie tylko znanymi prawami, zarządziła, że za każde uchybienie siostry Andrzeja, będzie dokładała do puli lekcji gotowania. Jak się tego można było spodziewać, liczba gaf raptownie zwinęła się w kłębek i zakwiliła w konwulsjach, po czym umarła śmiercią naturalną.
- Nie bądź za sprytny, bo cię to kiedyś zgubi, młody.
- Nie jestem młody! – obruszył się z całą dziecięcą godnością.
- Oczywiście – zgodziła się.
- Mogę pójść do pana Harrisona? – zrobił błagalną minkę, gotów błagać oporną dziewczynę na kolanach, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Mózg Julii, niczym najlepszy komputer, wpisał w wyszukiwarkę hasło pan Harrison i natychmiastowo wypluł niezbite fakty: Harrison. Jakub. Sąsiad. Nieokrzesanie. Przekleństwa. Imbirek, a co za tym idzie, totalna demoralizacja niewinnego dziecięcia. Chociaż, po chwili przypomniała sobie, że namolna papuga od jakiegoś czasu działa na nerwy mieszkańcom Pól Elizejskich. Czyli niebezpieczeństwo zostało zminimalizowane.
- Uduszę cię, jak coś zmalujesz – zrobiła groźną minę.
- Spokojnie, szefowo, damy radę – wyszczerzył radośnie zęby.
To zdumiewające, jak dzieci szybko podłapują nowe słownictwo i rozszyfrowują trudną sztukę manipulacji stosowanej. Pod tym względem Tadzio Keith bardzo przypominał Andrzeja.
- Nie zapomniałeś o kimś? – chrząknęła znacząco – Wiesz, może Toli byłoby miło, gdybyś ją zabrał ze sobą? – zasugerowała.
Chłopiec tylko się roześmiał, po czym zniknął w mrocznym hallu.
Julka pokiwała ze zgrozą głową, kierując w myślach wielce ambitną notatkę do samej siebie, by nigdy w życiu nie starać się o własne dzieci. Dość kłopotów miała z cudzymi.
Bez zbytniego entuzjazmu skierowała się ku werandzie, gdzie spodziewała się zastać bliźniaczą siostrę psotnika. Tola rzeczywiście tam była, pogrążona w odrabianiu pracy domowej.
- Może ci pomóc? – zaproponowała usłużnie.
Dziewczynka aż podskoczyła na dźwięk głosu Julki, po czym mocno się speszyła.
- Wybacz, nie miałam zamiaru cię wystraszyć – odparła ze skruchą studentka.
- Wcale się nie bałam – zapewniła żarliwie, wdzięczna wszystkim dobrym siłom, że oto nadarzyła się okazja do rozmowy.
- Co tak pilnie studiujesz? – zaciekawiła się, przysiadając obok małej na schodku.
- Panna Milthon poleciła nam napisać wiersz, a ja nie za bardzo wiem, jak się za niego zabrać – Tola miała minę, jakby przyznawała się właśnie do najokropniejszej zbrodni.
- A nie chciałabyś może wybrać się na spacer? – podsunęła – Jestem pewna, że piękno przyrody natchnęłoby cię do stworzenia poematu na skalę Byrona.
- Lekcje nie mogą czekać – wbiła wzrok w książkę.
- Niekiedy wręcz muszą – Julia zdecydowanym ruchem wyszarpnęła podręcznik spod dłoni dziewczynki – Lata nauki nauczyły mnie jednego… - zaczęła umoralniającą gadkę.
- „Studia albo zdrowie – wybór należy do Ciebie”? – wypaliła panna Keith.
- Widzę, że załapałaś, w czym rzecz. To jak będzie z tym spacerem? Pokażesz mi to i owo?
Skinęła głową, rumieniąc się lekko.
- Wiesz, może to trochę nieuprzejme, tak zwracać dorosłym uwagę, ale sądzę, że… - zająknęła się.
- Tak?
- Że powinnaś się przebrać.
- No co ty? – udała niebotycznie zdumioną – Sądziłam, iż bluzki z mącznym wzorem to ostatni krzyk mody!
- Nie wspominając o spódnicach ozdobionych węglem – zachichotała dziewczynka.
„Coś takiego! Tola ma poczucie humoru!” – zdziwiła się w duchu Julia – „Rozczarowałaś mnie, droga Maud. Oby tak dalej, a mój pracowicie stworzony pogląd na twoje dzieła pójdzie sobie na grzybki”
- To ja skorzystam z garderoby Ani – zdecydowała studentka – Nie obrazi się.
„W końcu to ona mnie w to wpakowała!”
*
- Ha, ha, boki zrywać – Julka obracała się dookoła osi, przy wtórze chichotów Toli – Ten żakiet jest za krótki! A spódnica? Gdybym chciała założyć mini, to bym sobie ją przyniosła z domu! Już wiem! To wasze powietrze jest zanieczyszczone! Jak w Chinach, gdzie ludzie muszą nosić maseczki! Rany koguta, niemożliwe, że urosłam aż dziesięć centymetrów! Chcę z powrotem moje kochane metr sześćdziesiąt!
- Po prostu dobrze się odżywiasz, a od tego się rośnie – wtrąciła dziewczynka.
- Taaa, do tego przytyłam ze trzy kilo.
- A ja myślę, że wyglądasz ślicznie – zarumieniła się z wrażenia – Tylko, z całym szacunkiem, o niebo lepiej w tym podkoszulku i jeansach.
- Wolę nie ryzykować, jeszcze nie skończyłam poprzedniej kary zaordynowanej przez panią Linde.
- Nie dowie się. – zapewniła Tola – Już ja o to zadbam.
- Gdyby coś takiego powiedział Tadzio, miałabym poważne obawy. Ale skoro to ty… Okej. – przeczesała ręką włosy.
Oczy panny Keith były wbite w jeden punkt, gdzieś na jej głowie. No tak, spinka – motylek. Zapewne o to chodziło.
- Prezent dla ciebie – odpięła ozdobę, podając ją dziecku – Abyś mnie kiedyś miło wspominała.
Nieśmiały uśmiech, jakim obdarzyła Julkę dziewczynka, wystarczył za całe podziękowanie. Nić wzajemnej sympatii i zrozumienia poczęła snuć się dalej i dalej.
*
W tym samym czasie, pewien student medycyny podbijał arystokratyczne salony, ciągany z miejsca na miejsce przez zaborczą pannę Gordon.
- Może teraz ja powinnam…? – zasugerowała Stella, jednak Fila od razu wpadła jej w słowo, wyciągając niezbity argument.
- Nie potrafisz nawet dobrze wypowiedzieć jego imienia, a pozostało jeszcze tyle osób, którym musi zostać przedstawiony!
Andrzej pokręcił tylko głową nad beznadziejnością przypadku. Wysyłał w kierunku Ani siedem błogosławieństw, byle raczyła go uwolnić od tej kobiety. Jednakże panna Shirley była całkowicie nieczuła na jego cierpienia. Rudowłosa postanowiła w duchu ukarać niepokornego chłopaka. Kłóciła się z nim jeszcze częściej niż kiedyś z Gilbertem. Z tym, że do Gila trafiały rozsądne argumenty, Andrzej zaś był tak uparty jak ona sama.
- Słuchajcie wszyscy! – zakrzyknął student.
Gwar ucichł jakby ucięty nożem.
- Mam na imię Andrew i studiuję medycynę. Za miesiąc dostanę dyplom. Chciałbym także zdementować plotki, jakobym starał się o rękę uroczej panny Gordon. Dziękuję za uwagę – uśmiechnął się pod nosem.
- Mścisz się za rano? – syknęła mu do ucha Fila.
- Moje najszczersze gratulacje – wtrąciła Stella – Czy znalazłbyś teraz trochę czasu, by opowiedzieć o najnowszych badaniach twojego profesora? Sprawy dziedziczenia od zawsze mnie interesowały…
- Sprawy dziedziczenia. Akurat – mruknęła pod nosem Ania, marząc, by jak najszybciej znaleźć się w Avonlea.
*
Julka i Tola, w doskonałej komitywie wędrowały ramię w ramię Aleją Zakochanych. Ponad młodymi kobietami zachodziło słońce, po raz ostatni scałowując liście drzew. Towarzyszył im także Tadzio, któremu w końcu znudziły się rozmowy z panem Harrisonem. Chłopiec miał tysiące pytań, buzia mu się nie zamykała. Studentka jednak sprawiedliwie dzieliła swoją uwagę pomiędzy rodzeństwo. Z niemałą ulgą powitała więc powracające od pastorostwa mieszkanki Zielonego Wzgórza.
- Dom jeszcze stoi? – nie omieszkała zapytać pani Linde.
- Godzinę temu owszem – odparła w takim samym tonie – Nie gwarantuję za teraz.
Maryla uśmiechnęła się dobrotliwie.
- Idziecie nad sadzawkę Barrych?
- Raczej tam, gdzie nas nogi poniosą, panno Cuthbert. Ale nie wykluczamy takiej możliwości.
- W takim razie, bawcie się dobrze, dzieci. A w zasadzie, moje panie, gdyż Tadzio wraca z nami do domu. – zadecydowała – Mamy z nim poważnie do pogadania na temat ostatniej akcji z żabą w szufladzie biurka nauczycielki.
- Ale Marylu… - jęknął chłopiec.
- Zero dyskusji, Tadeuszu Keith.
- Panno Cuthbert, przecież kara się nie odwlecze, a zawsze może dać mu pani dodatkowe pół godziny na przemyślenie złego zachowania. Jestem pewna, że zda to rezultat. Osobiście tego dopilnuję.
- Sądzę, że Julia ma rację – siostra Andrzeja znalazła nieoczekiwaną obrończynię w pani Linde – Ania często rozmawiała z Tadziem, kiedy ten coś spsocił, czemu więc ktoś inny nie mógłby spróbować? Poza tym, gdyby ta „cudowna metoda” nie zadziałała, zawsze możemy sprawić mu solidne, zasłużone lanie.
- Dzieci nie powinno się bić, pani Linde – wypaliła dziewczyna – To barbarzyństwo zadawać ból komuś, kto nie potrafi się obronić.
- Brawo – skwitowała Małgorzata – Ot, wychowałyśmy sobie drugą zbawicielkę uciśnionych…
*
CDN...
A w następnym odcinku:
Czy Andrzejowi i spółce uda się bezkolizyjnie dotrzeć do Avonlea?
Czy Julia sprawdzi się jako nieoczekiwana pomoc medyczna?
Jakie następstwa będzie miała wiejska potańcówka?
I w końcu, czy Julka i Andrzej kiedykolwiek wrócą do domu?
To wszystko już niebawem!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rilla dnia Czw 22:18, 06 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lisa_56
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 1420
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wichrowe Wzgórza Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:50, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Och Rillo ! Wspaniałe opowiadanie, wspaniałe ! Nie wiem co powiedzieć Chyba tylko tyle, że czekam na ciąg dalszy !!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:51, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za uznanie, Liso
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|