|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Martynka
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Kocia Chatka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:32, 29 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Nareszcie!!! Nie mogę się doczekać :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:35, 10 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Ze specjalną dedykacją dla Marigold i Martynki oraz wszystkich innych Bratnich Duszyczek :*
*
Od szokującego występu Julki upłynęły cztery długie tygodnie. Śmiertelnie urażona rodzina Sloane’eów na każdym kroku starała się dopiec dziewczynie, rozsiewając plotki i nie kłaniając jej się na ulicy. Jak sama przyznawała, ten dżihad był częściowo uzasadniony, nie musiała uciekać się do tak prymitywnego kłamstwa. Jednak z drugiej strony… Karol nie powinien się jej oświadczać na forum publicznym. Czyżby był aż tak pewny siebie, że nie obawiał się ewentualnej odmowy? Bóg raczył wiedzieć.
W międzyczasie do Avonlea zawitała wczesna jesień, przyozdabiając drzewa purpurą i złotem. Dnie stały się krótsze, a zachody słońca bardziej malownicze. Wiejący od oceanu wiatr smętnie zawodził tęskną pieśń pożegnania lata.
Tak wiele się zmieniło… Przynajmniej, jeśli mowa o jej osobistych uczuciach. Pragnienie powrotu do pędzącej na złamanie karku cywilizacji XXI wieku odeszło w zapomnienie. Julia pokochała tę małą, spokojną wioskę, w której przyszło jej żyć. Uwielbiała spacery wieczorową porą i… jazdę konną. Dzięki wydatnej pomocy Gilberta nie zachowywała się na koniu jak ostatnia ofiara. Owszem, zdarzyło się kilka drobnych „incydentów”, ale historia szczęśliwie opuściła na nie kurtynę niepamięci. W pewnych sprawach, studentka nie ustępowała drażliwością samej Ani Shirley, a temperament jej nauczyciela również czasami dawał się we znaki niepokornej uczennicy…
- Koniec spania, wstawaj! – chłopiec bezceremonialnie skoczył na łóżko studentki.
- Tadek! – jęknęła z głębi trzewi – Co ty sobie wyobrażasz?
- Rozchmurz się, przeżyłaś własną śmierć, a to niełatwa sztuka nawet dla mistrza! – zachichotał – Poza tym jest coś, co chciałbym ci pokazać – na twarz Tadzia wypłynął tajemniczy uśmiech.
- O tak pogańskiej godzinie? – zmrużyła oczy.
- Uwierz mi, nie będziesz żałować. No dalej, zbieraj się, żwawo!
*
- I co o tym powiesz? – duma przebijała się w głosie chłopca.
- Drzewo jak każde inne – zaoponowała – Nie widzę sensu, by się tym tak podniecać…
- To nie jest zwykłe drzewo – pospieszył z wyjaśnieniem – To słuchalnica. Słyszysz, ale ciebie nie zauważa nikt.
- Tadeuszu Keith – zaczęła surowym tonem – Podsłuchiwanie jest bezczelne, karygodne, grzeszne, bezwstydne, płytkie i… szalenie pożyteczne – uśmiechnęła się szeroko.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – mrugnął okiem.
Wdrapanie się na pochyłe drzewo nie stanowiło aż tak wielkiego problemu. Być może dlatego, iż Julka miała sporą praktykę. Trochę mierziła ją obecność wody pod stopami, lecz i tym razem pomogła jej wyobraźnia.
- Jesteś pewien, że nas nie widać? – rzuciła w kierunku Tadzia.
- Stuprocentowo – zapewnił chłopiec – Przetestowaliśmy to z Emilkiem już dwa tygodnie temu, kiedy to byliśmy świadkami uroczej schadzki Diany Barry i jej Alfreda. W życiu się nie domyślą, kto wówczas rzucał w nich grudkami ziemi, a patrzyli prosto na nas! Te liście doskonale chronią…
- Rzucaliście w nich ziemią? – sarknęła – No doprawdy, mogliście się bardziej wysilić… - wywróciła oczami.
- Odezwała się ta, która wylała poncz na wyjściową suknię Józi Pye.
- Niczego nie wylałam! – obruszyła się – Kieliszek sam się przewrócił!
- Tiaa, jasne – odparł Tadzio – Może i sam, ale ktoś mu wydatnie pomógł – posłał studentce prowokujące spojrzenie.
- Ciszej tam! – ich uszu dobiegł zduszony okrzyk z krzaków naprzeciwko – Cel na horyzoncie!
Rzeczywiście, na mostek właśnie kierowały swe kroki dwie eleganckie kobiety, prowadząc ze sobą przyciszoną, aczkolwiek burzliwą rozmowę.
- Ta cała Julia nieźle się rozpanoszyła na Zielonym Wzgórzu… W dodatku, odbiera ci adoratora, Krystyno… Jakby nie wystarczyło jej zrobienie pośmiewiska z biednego Karolka Sloane. - tęgawa starsza kobieta zacisnęła palce na zdobionej parasolce.
- Gilbert i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi – towarzyszka nobliwej niewiasty uśmiechnęła się na poły obłudnie, na poły niewinnie – Poza tym nie sądzę, aby tak czy inaczej była w jego typie. Brakuje jej… prezencji. I klasy.
- Co?! – syknęła Julka – Sama nie masz prezencji i klasy, ty farbowana… - ostatnie słowa litościwie pozostały niewypowiedziane.
- Ciszej! – upomniał ją Tadzio – Zupełnie nie nadajesz się na konspiratora – cmoknął z dezaprobatą.
- Samo jej ubranie woła o pomstę do nieba! – przytaknęła towarzyszka panny Stuart – W dodatku, pannie Cuthbert zdaje się to nie przeszkadzać, gdyż nadal pozwala na tę błazenadę. – potrząsnęła z niezadowoleniem głową.
- Moim zdaniem, powinna wrócić tam, skąd przybyła, zanim całkiem wrośnie w naszą społeczność i zdemoralizuje mniej odporne dziewczęta – skwitowała Krystyna – Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że jej brat jest równie niepożądanym towarzystwem. To niespotykanie uroczy młody człowiek. Szkoda tylko, iż wykazuje niezdrowe zainteresowanie Anią Shirley.
- Co proszę?! Koniec świata istotnie jest bliski, skoro Andrzej został uznany za wspaniałą partię!
- Krystyna chyba nie lubi konkurencji – dopowiedział Tadzio – A złapanie męża, kiedy ma się garbaty nos i jadowity język jest dość trudne, nie uważasz?
- Czy mam wziąć sobie tę uwagę do serca?
- Przecież nie mówię o tobie, Julka. Ty jesteś śliczna – zapewnił – Nawet z sianem na głowie, usmolona węglem, nosząca podarte spodnie i wymięty podkoszulek. Jej zaś wszelkie klejnoty świata nie pomogą…
- Zaprawdę, powiadam ci, Tadeuszu Keith, twój romantyzm mnie przeraża – uśmiechnęła się.
- … Nie można jednak odmówić tej szalonej dziewczynie sprytu… Najwidoczniej robienie z siebie ofiary losu przy każdej możliwej okazji niesamowicie przyciąga płeć przeciwną… Może gdybym sama kilka razy spadła z konia, bądź spadła z drabiny podczas czyszczenia rynny, znalazłby się rycerz?
- Damy tak nie postępują, Krystyno. To okropnie prymitywny sposób na zachęcenie kawalera. My, kobiety eleganckie, zaskarbiamy sobie miłość i szacunek intelektem oraz rozlicznymi talentami, którymi nie może się poszczycić ta pożałowania godna osóbka. Dlatego pod żadnym pozorem nie daj się sprowokować. Uskuteczniaj to, co wspólnie ustaliłyśmy, a pod koniec miesiąca zabrzmią dla ciebie weselne dzwony.
- Już wiem, dlaczego nigdy nie mogłam polubić tej postaci… - mruknęła studentka, wychylając się nieco bardziej, niż należało – Skąd się bierze taka hipokryzja? Pomyślałby kto, że pragnę sobie przygruchać towarzysza życia! Chyba jako jedyna kobieta w Avonlea nie pragnę adoratorów i jednocześnie, jako jedyna jestem o to posądzana.
- Lepiej się czegoś przytrzymaj – poradził chłopiec – Bo ta gałąź…
- Och, przestań – sarknęła Julka – Co niby mogłoby…
To były jej ostatnie słowa przed zduszonym okrzykiem „Do jasnego papilota”.
- … jest nieco słabawa – dokończył lakonicznie, spoglądając łobuzersko w dół – W każdym razie, ostrzegałem.
Pogrążone w rozmowie kobiety rzuciły podejrzliwe spojrzenie w kierunku epicentrum hałasu, jednak, nie znalazłszy nic niepokojącego, spokojnie podryfowały w swoją stronę.
Na szczęście dla Julki, miejsce, w którym dane jej było wylądować, nie odznaczało się straszną głębokością. Obfitowało za to w splątane wodorosty i błotne kompresy, których upiększającego działania nie zamierzała póki co rozpatrywać.
- Wielkie dzięki – dziewczyna wypluła zalegającą w ustach szarawą wodę – Nie byłeś łaskaw mnie uprzedzić?
- Próbowałem. – Tadzio zwinnie zeskoczył z gałęzi, wycierając brudne ręce o spodnie – Byłaś jednak zbyt zajęta psioczeniem na Krystynę, rusałko – zachichotał – „Wodorosty we włosach potargał wiatr, dawno zmieniłaś swych marzeń kształt, i dzisiaj ty, i dzisiaj ja – to drogi dwie i szczęścia dwa…” – zanucił.
- Od tej chwili masz szlaban na Czerwone Gitary.
- Jesteś bezlitosna – udał przerażenie – I to wszystko z powodu jednej, niewinnej piosenki…
- Nie z powodu piosenki, lecz twoich głupich pomysłów. Niepotrzebnie mnie tutaj ściągnąłeś. Wysłuchałam tylko steku bzdur pod moim adresem, a wierz mi, nie było to miłe.
- Rozchmurz się, one są tylko zazdrosne. Zamiast podziwiać ich wspaniałe maniery i rozliczne zdolności, wszyscy skupiają się na twoich wpadkach. Są niezadowolone i w sumie im się nie dziwię.
- Znaczy, że wszystko to moja wina, tak? – przyjęła wojowniczą pozę.
- Przecież nie moja – mrugnął okiem – Wracajmy na Zielone Wzgórze, okej? – zakończył pojednawczo – I tak za godzinę idziecie na ten swój leśny piknik…
- Niech będzie – przytaknęła cierpiętniczo – Ale przysięgam, jeszcze jeden taki numer, a osobiście cię uduszę, rozumiemy się?
- „Czekasz na tę jedną chwilę, serce jak szalone bije…” – śpiewał na całe gardło, płosząc okoliczne ptaki.
Uznała to za zgodę.
Bez entuzjazmu wlokła się za rozradowanym urwisem, znacząc drogę strużkami wody. W duchu modliła się, by nie spotkać kogoś znajomego. Więcej rozgłosu póki co nie potrzebowała.
- Czy chcę wiedzieć, co się stało? – Maryla zlustrowała przemoczoną dziewczynę wzrokiem.
– Nie sądzę… - padła niewyraźna odpowiedź.
- Tak też myślałam – westchnęła panna Cuthbert – Najlepiej będzie, jak po prostu zmienisz ubranie i zapomnimy o całej sprawie – zakończyła pojednawczo – Obyś się tylko nie pochorowała – dodała nieco surowiej.
- Spokojnie, jestem szalenie wytrzymała. Miałam kiedyś wypadek na nartach, nieźle się poturbowałam, ale żadnego złamania – zapewniła.
- Ponieważ przez tę eskapadę zostałaś pozbawiona sukienki, będziesz musiała pożyczyć coś od Ani – zasugerowała.
- Obejdzie się – machnęła ręką – Mam jeszcze moje ukochane jeansy i podko…
- Nie waż się kończyć tak absurdalnej myśli, Julio – zaprotestowała – Czas najwyższy, byś zaczęła się odpowiednio zachowywać.
- Ale Marylu…
- Sukienka. Ania. Natychmiast – odparła, całkiem niewzruszona – W przeciwnym razie, nici z wycieczki.
Maryla – szantażystka, kto by pomyślał! – westchnęła w duchu, powoli wdrapując się po schodach.
*
Dzięki rudowłosej, Julka mogła się poszczycić całkiem ładnym wyglądem. W takiej chwili była skłonna uwierzyć, iż pasuje do tych czasów. Niestety, jak mawiała idolka zdesperowanych dziennikarek, „Nic się na tym świecie dobrze nie kończy, choć wszystko się fajnie zaczyna”.
Nie mogła w to uwierzyć! Kiedy ona pracowicie usiłowała połączyć Anię z jej odwiecznym przeznaczeniem – Gilbertem, jej nieznośny brat niweczył wszystko bezczelną akcją dywersyjną!
Czy on ją całował?!
Nie, po prostu zgubiła coś w ustach, a Andrzej pomagał jej szukać… - odpowiedziała sobie sama.
- Zostawić ich na chwilę bez nadzoru! – jęknęła.
Najwidoczniej poranna lekcja niczego jej nie nauczyła o zgubnych skutkach podsłuchiwania, gdyż, zbytnio zaaferowana niepożądanym widokiem, zapomniała o szalenie istotnej kwestii przytrzymywania odchylonej gałązki różanego krzewu. Co natychmiastowo się na niej zemściło – uradowany z wyzwolenia spod dłoni dziewczyny pęd nie omieszkał się odwinąć, lądując na zaróżowionej twarzy studentki. Bolesne przebudzenie…
- Auć! – syknęła, przykładając dłonie do policzków – Wiem, że to nieładnie podglądać, ale, jakbyś nie zauważył, Szefie – spojrzała w niebo – Mój szurnięty brat rozwala akcję jednej z najpopularniejszych książek dla młodzieży. Co więc mam zrobić? Może mi podpowiesz, skoro już mnie tu ściągnąłeś…
Święta Genowefo od ofiar losu, zaczynam wariować! Działaj, Julka, działaj, zanim Andrzej dokumentnie schrzani sytuację!
Niemal na oślep przedzierała się przez krzaki, byle dotrzeć do głównej ścieżki ogrodu. Architekt, który go planował musiał być nieuleczalnym pijakiem, w dodatku chorym na schizofrenię. Chyba szybciej odnalazłaby się w kreteńskim labiryncie. Dlaczego w ogóle dała się namówić na tę wyprawę? Ach tak, ponieważ była niezrównoważona psychicznie.
Kiedy w końcu udało jej się powrócić na szlak, napotkała na niespodziewaną przeszkodę w postaci wysokiego, przystojnego młodzieńca, nazywanego Gilbertem. Młodzieńca, który na jej widok ogromnie się ożywił.
- Julia? – zapytał tym swoim miękkim, przeszywającym do kości głosem.
- Chyba… się nieco… pogubiłam – odparła jak ta ostatnia ofiara – W zasadzie to szukam Ani i Andrz…
- Dajmy im teraz chwilę spokoju – przerwał łagodnie, podchodząc bliżej niej – Zniknęłaś tak szybko… - kontynuował – Niczym sen. Myślałem, że odeszłaś…
- Sam wiesz, jak wspaniała jest moja orientacja w terenie – wymamrotała – Najpewniej podążyłabym najgorszym szlakiem i po tygodniu zostałby ze mnie malowniczy szkielet.
Dlaczego on tak na mnie patrzy?! Powinno się mu zabronić takich akcji, to okropnie… deprymujące.
Ciepła dłoń mężczyzny znalazła się na policzku Julki. Jego palce delikatnie obrysowywały owal twarzy dziewczyny. Wpatrywała się doń jak urzeczona, nie wiedząc, co powiedzieć lub też zrobić, by sprawy nie zaszły za daleko. Ale z drugiej strony… To wszystko było… przyjemne. Oczy Gilberta, tak przepastne, z wesołymi ognikami… Te oczy ją rozumiały. Ale czego pragnęły? Czyżby tego samego co ona? Czy to w ogóle możliwe? Naraz jej serce przeszył dziwny lęk, szybko odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, jednak mężczyzna nie dał się tak łatwo odprawić.
- Coś się stało? – Gilbert spojrzał na nią z uśmiechem, przerywając pasjonujące studium jej twarzy.
- Nic – odparła szybko – Po prostu Maud mnie zamorduje – mrugnęła okiem.
Dziwnym trafem, ani trochę jej to nie przeszkadzało. Już nie.
- Czego ty się boisz? – zapytał łagodnie – Dlaczego tak bardzo pragniesz ucieczki?
Prorok, czy co?
Tak, pragnęła uciec. Jak najprędzej. Jak najdalej. Ale nie mogła. Dopóki dłonie Gilberta przytrzymywały jej talię, była całkowicie bezwolna. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś tak… nieziemskiego, odkładając tego typu opowieści koleżanek na półkę wraz z bajkami Andersena.
- Może nasze spotkanie nie było czystym zbiegiem okoliczności?
Nie, błagam, niech nie mówi o Palcu Przeznaczenia, bo całkiem stracę hamulce!
- Gilbercie, proszę, ja… - w głowie miała totalną pustkę. Czuła się niczym bohaterka taniego romansidła na chwilę przed rozdzierającą serce sceną.
- Przyjaciele. – doskonale wyczuł, czego tak bała się powiedzieć – Jesteśmy przyjaciółmi.
Zdobyła się na niewyraźne skinięcie głową. Oboje prowadzili grę, w którą nie wierzyli, piłka znajdowała się po obu stronach boiska. Dalej, kto następny strzeli samoboja?
Po długiej niczym wieczność minucie, poddała się czułemu uściskowi jego ramion, przymykając oczy. Tak bardzo pragnęła tej bliskości i jednocześnie cierpiała męki, tłumacząc sobie, że to nie dla niej była przeznaczona ta pieszczota. To musiało być złudzenie!
- Przyjaciel tak nie przytula… - rzuciła, upajając się jego zapachem.
- Co ty nie powiesz… - tuż przy jej uchu padła przekorna odpowiedź.
Zadrżała, jakby nagle owionęło ją lodowate tchnienie.
- Muszę odszukać brata – położyła dłonie na jego torsie – Gilbercie… - zakończyła błagalnie – Proszę, pozwól mi odejść.
Ku rozczarowaniu i jednoczesnej uldze Julki, spełnił tę prośbę. Z ust mężczyzny nie padło ani jedno słowo, po prostu na nią patrzył. Jednak to spojrzenie znamionował ból, rozczarowanie i… czy to możliwe? - rezygnacja.
- Przepraszam – wyszeptała bezgłośnie, kierując się do skąpanego w powodzi słońca centrum starego ogrodu Heleny Gray.
*
Pogodna jesień ustąpiła miejsca ponurej zimie. Wesołe towarzystwo zostało rozbite, odsyłając poszczególne osoby do dawnych obowiązków. Ania powróciła do Kingsport, zaś Andrzej wespół z Gilbertem podjęli pracę w szpitalu. Tylko Julia pozostała na Zielonym Wzgórzu, bez przerwy rozmyślając nad kilkoma wyborami, które prawdopodobnie zaważyły na całym jej życiu. Czy żałowała? Pośrednio. Z drugiej strony, ogromnie się cieszyła, iż nie widywała tak często Gilberta. Przy nim jej cała pewność siebie i opanowanie znikały, a słowa, niegdyś płynące nieskrępowanie, wyparowywały.
- Andrzej? – Julka stanęła jak wryta, przyciskając do serca pamiętnik. Odkąd przeniosła się w czasie, postanowiła spisywać wszystkie wydarzenia, by później mieć do czego wracać – Ta mina… Boże, co się stało?
- Gilbert zachorował, Julka. – zaczął - I wiesz, on… on może tego nie przeżyć.
- Jak to: „nie przeżyć”? – wymamrotała – Jesteś lekarzem, zrób coś, na litość boską! On nie może tak po prostu… - ostatnie słowa uwięzły jej w gardle.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy.
- Lekarska gadka – szmatka! – roztrzęsła się – Gdzie on teraz jest, muszę…
- Spokojnie, siostrzyczko. – uścisnął jej dłoń – Jest silny, da sobie radę.
- Jeszcze chwilę temu mówiłeś coś innego. Zdecyduj się! – wybuchnęła – Boże…
- Zabiorę cię do niego – zniżył głos – Tylko bez histerii, okej?
- Jestem spokojna.
- Właśnie widzę. Ochłoń trochę, dziewczyno, wyglądasz jak śmierć na chorągwi. I za pięć minut zejdź na dół, będę czekał w hallu. Julka, słyszysz mnie?
Przytaknęła nerwowo, myślami błądząc daleko stąd.
*
- Gilbercie – szepnęła prosto do ucha chorego – Musisz wziąć to lekarstwo, pomoże ci. Proszę…
Odpowiedziało jej ciche jęknięcie. Po chwili, usta chorego rozchyliły się na tyle, by mógł przyjąć leczniczą dawkę. Andrzej obdarzył siostrę pełnym uznania spojrzeniem. Julka nie ruszyła się stąd ani na krok od ostatnich dwunastu godzin, trzymając głowę Gilberta na swoich kolanach. Kiedy tylko wydawało się jej, że nikt tego nie widzi, przemawiała doń łagodnie, powierzając swe najskrytsze myśli.
Nie była może wykwalifikowaną pielęgniarką, jednak sama jej obecność bardzo pomagała nieprzytomnemu mężczyźnie. Chociaż, jakby się nad tym głębiej zastanowić, to nie o samą obecność chodziło, raczej o szczere uczucie, które ze sobą niosła.
- Powinnaś odpocząć – brat zagadnął ją łagodnie.
Drgnęła, jakby nagle rozbudzona z dziwnego snu.
- Nie mogę zostawić go samego – odparła – On musi żyć. Dla niej. – z trudem wypowiedziała ostatnie słowa.
- A jeśli on woli żyć dla kogoś innego? – zasugerował, doskonale świadomy, iż stąpa po cienkim lodzie – Jeśli oboje już wybraliście i ta cała ofiara, którą zamierzasz złożyć nic nie da?
- Powiadomiłeś Anię? – całkowicie zignorowała poprzednie pytanie.
- Tak. Jest w drodze. – wypuścił ze świstem powietrze – Ale nie wiadomo, czy zdoła dotrzeć na czas. Stan Gilberta się nie poprawia, wręcz przeciwnie…
- Nie mów tak! – podniosła głos – Nie przy nim! – oczy studentki pałały ogniem – Jeśli cię słyszy, może wyciągnąć błędne wnioski i całkiem zaprzestać walki!
*
Złożyła pocałunek na rozpalonym policzku Gilberta, po czym cicho opuściła pomieszczenie. Najwyższa pora, by Ania przejęła posterunek. Tego w końcu pragnęła sama Maud.
- On nie może się dowiedzieć, że to ja… No wiesz. Niech wierzy, że Ania była przy nim przez cały ten czas.
- Julka…
- Po prostu zrób, o co proszę, dobrze? – pokręciła przecząco głową.
- Czy ty naprawdę jesteś tak ślepa i ograniczona?! – potrząsnął ramionami siostry – Gilbert cię kocha! Możesz zaprzeczać i okłamywać samą siebie, ale to nie zmniejszy bólu serca, wierz mi! Zostań przy nim – zniżył głos – Bardziej niż lekarstw, potrzebuje ciebie.
- Nie mogę – wlepiła wzrok w podłogę – To wszystko pomyłka… - wyrwała się z przytrzymujących ją ramion brata – Powinnam …
- Julka… - głos Andrzeja zabrzmiał złowrogo – Ty chyba nie chcesz palnąć jakiejś głupoty?
- Nie – pokręciła przecząco głową – Już na to za późno… - westchnęła – Wracam na Zielone Wzgórze, muszę to sobie wszystko na nowo poukładać. Do tego czasu chyba nic się nie stanie, prawda?
- Absolutnie – odetchnął z ulgą.
*
Zrezygnowana, pchnęła ciężkie drzwi starego domostwa, przygotowując się na setkę pytań Maryli i Małgorzaty Linde. Spodziewany atak jednak nie nastąpił, przywitała ją cisza. I jarzące światło lamp.
- Co do… - zmrużyła oczy.
- No nareszcie raczyłaś się zjawić – pełen urazy głos przedostał się do przemrożonych zwojów mózgowych Julki.
- Słucham? – wymamrotała, odruchowo cofając się kilka kroków do tyłu.
- Och, daruj sobie. Lepiej mi powiedz, gdzie się podziewa twój wiarołomny brat – wysoka, ze wszech miar rozjuszona młoda kobieta, wcelowywała w studentkę palcem.
- Łucja? – odparła, wstrząśnięta – Ale jak to… Co ty robisz w Avo…
- Co robię w waszym mieszkaniu? – dopowiedziała – Czekam na mojego narzeczonego – zamachała jej przed nosem kluczami - O ile to miano jest jeszcze aktualne po trzech miesiącach jego milczenia. Więc? Dowiem się, gdzie on jest? – podparła się pod boki.
- Pięknie. Po prostu pięknie – Julka pacnęła się w czoło – Wróciłam do domu. Niech to jasny papilot!
CDN...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Holly
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: w podróży Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:10, 10 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
- O tak pogańskiej godzinie? – zmrużyła oczy.
Dlaczego on tak na mnie patrzy?! Powinno się mu zabronić takich akcji, to okropnie… deprymujące.
Dalej, kto następny strzeli samobója
Architekt, który go planował musiał być nieuleczalnym pijakiem, w dodatku chorym na schizofrenię. Chyba szybciej odnalazłaby się w kreteńskim labiryncie. Dlaczego w ogóle dała się namówić na tę wyprawę? Ach tak, ponieważ była niezrównoważona psychicznie.
No co tu dużo mówić. Po prostu mistrzostwo Dawno się tak nie uśmiałam!
I w końcu pojawiła się Łucja, akcja staje się coraz bardziej ciekawa (o ile to możliwe )
Nie mogę się doczekać dalszej częśći!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:50, 12 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Rilla! Przechodzisz samą siebie, kobieto! To naprawdę niesamowite, co wyczyniasz ze słowami, gdy opisujesz kolejne sceny. Postacie są jakby żywcem wydarte z życia! Geniusz, o pani, geniusz Jestem zauroczona i tak zachwycona, że słów - jak widzisz - brak. Dziękuję za dedykację i umieram z niecirpliwosci w oczekiwaniu na cd!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Meggi
Bratnia dusza
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:21, 13 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Cudowne! Proszę o ciąg dalszy:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Kocia Chatka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:42, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Cudne!!! Mistrzyni pióra i klawiatury w najlepszej formie Bardzo, bardzo dziękuję za dedykację. Nie mogę się doczekać następnego odcinka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:58, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wbrew pozorom nie umarłam, żyję i mam się świetnie!
Kolejny odcinek "się tworzy" - z góry przepraszam za tak długą zwłokę :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marigold
Bratnia dusza
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:24, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Och, Rillo, owo oczekiwanie jest rozkoszą, jeżeli uwięczone jest Twoim kolejnym dziełem :*** Oczekuję z biciem serca, Królowo Pióra!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Meggi
Bratnia dusza
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:39, 17 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Rillo, proszę! Nie każ dłużej czekać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rilla
Ten, który zna Józefa
Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Skąd: Złoty Brzeg Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:59, 20 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Obawiam się, że jeszcze trochę to potrwa - wkroczyłam bowiem w fazę ostrej nauki na studiach
Ale dziękuję Wam serdecznie za pamięć i wytrwałość! :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|